poniedziałek, 26 stycznia 2015

11. Nie bedzie az tak zle, skarbie

 Clarie's POV:

Od pierwszego spotkania z Ben'em minął miesiąc. Nie muszę chyba wspominać, że były kolejne randki i jesteśmy teraz parą. Od tego czasu Luke przestał się do mnie odzywać. Nasza w miarę dobra relacja zmieniła się w wieczne kłótnie i wyzwiska. Nie rozumiałam dlaczego tak zareagował na wieść, że jestem z Parker'em. Fakt, ostrzegał mnie przed nim, ale nie rozumiałam po co, skoro jest nam razem dobrze.
- Jesteś pewna, że nie będą mieli nic przeciwko?- pytał już setny raz mój chłopak.
- Ben, jestem pewna. Zayn przyprowadza znowu nową laskę, więc czemu ja miałam nie zaprosić ciebie? Jesteśmy parą czy to się im podoba czy nie.- wzruszyłam ramionami. Brunet nic już nie powiedział tylko pocałował mnie w policzek. Oczywiście zrobiłam się czerwona, jak burak. Ben uwielbiał oglądać, jak się rumienie. Mówił mi to wiele razy, a ja zastanawiałam się co jest w tym takiego fajnego? Jestem otwartą księgą i to mnie denerwuje.
W końcu dotarliśmy na miejsce ogniska. Było zorganizowane z okazji powrotu Emmy. Abbie kiedy tylko nas zobaczyła ruszyła w naszą stronę. Ona chyba jako jedyna lubiła Ben'a. Moje towarzystwo nie raz dawało mu do zrozumienia, że i tak się do niego nie przekonają, więc nie ma po co nawet próbować. Miałam to gdzieś. Chciałam wyjść z moim chłopakiem. Często musiałam odmawiać jakiegoś wyjścia Ben'owi, żeby móc spotkać się z moimi przyjaciółmi. Widywaliśmy się rzadziej z czego powstawały tylko kłótnie.
- Cześć- przywitałam się z wszystkimi. Męska część naszej paczki spojrzała na nasze złączone dłonie. Mruknęli coś w stylu 'hej' i wrócili do swoich poprzednich czynności. Chciałam się do nich odezwać i w taki sposób zacząć kolejną kłótnie, ale widząc moją reakcję Parker tylko ścisnął moją dłoń.
- Nie warto, kotku- powiedział do mojego ucha. Kiwnęłam tylko głową. Później, kiedy wypiliśmy atmosfera się rozluźniła. Chyba nie mieli już żadnych pretensji do naszego związku. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Zac'a, który niemal połyka  Hayley. Przecież on się podobał Emmie. Ale było po jedenastej, a ja byłam lekko wstawiona, więc mogło mi się tylko wydawać.
- Clars muszę już iść. Odprowadzić cię do domu?- zwrócił się do mnie Ben, który owinął swoje ramię wokół mojej talii.
- Nie, posiedzę tu jeszcze z nimi- uśmiechnęłam się.
- Jak chcesz to mogę później po ciebie wrócić- zaproponował.
- Nie trzeba. Poradzę sobie- nie chciałam go wykorzystywać. I tak spędzaliśmy razem prawie 24h/7. Pewnie chciał się spotkać z kumplami.
- Jesteś pewna, bo jak chcesz to naprawdę dla mnie to żadne problem, kotku.
- Jestem pewna. Idź już sobie, bo zaraz w ogóle cię nie będę chciała puścić.- zaśmiałam się.
- Więc nie puszczaj- uśmiechnął się zawadiacko i wpił się w moje wargi. Oczywiście oddałam pocałunek, ponieważ byłam lekko pijana. Gdybym była trzeźwa nigdy bym nie okazywała swoich uczuć przy przyjaciołach. Taka już byłam. Nieśmiała. Ben mówił, że ta cecha charakteru jemu się najbardziej podobała. Nigdy nie wytłumaczył dlaczego.
- Przestalibyście choć na chwilę- jęknął Niall. Spojrzałam na niego zmrużonymi oczami, a mój towarzysz tylko się zaśmiał.
- Idę.- oznajmił i musnął moje wargi. Zrobiłam smutną minę, na co chłopak pokręcił głową.- nie rób tej miny, dobrze wiesz, że wtedy zostanę.- pożalił się.
- Jezu święty, dziewczyno, puść go!- krzyknął na mnie blondyn.- daj mu od siebie odpocząć.- pokazałam mu środkowy palec i wróciłam do Ben'a.
- Dobra, idź już- westchnęłam. Cmoknął mnie raz jeszcze i pożegnał się z moimi przyjaciółmi.
- Jesteście nieznośni- stwierdził Horan.- Ciągle się tylko liżecie, czemu z George'iem tak nie robiliście?- spytał, a ja miałam ochotę go zamordować. Jak kurde mógł wypalić coś takiego?
- Zamknij się Niall.- upomniał go Zac, który o dziwo odkleił się od Bennet. Dopiero teraz zauważyłam, że wszyscy się nam przyglądali. Spojrzałam na George'a, który trzymał nerwy na wodzy.
- Taka jest prawda- wzruszył ramionami, jakby ostrzeżenie Zac'a miał totalnie gdzieś.- Byliście razem półtora roku i ani razu nie widziałem, żebyście się całowali.
- Przegiąłeś- warknęłam i wstałam. Miałam już po dziurki w nosie tego ogniska. Może i wcześniej było fajnie, ale to co Niall zrobił przekroczyło wszystkie granice. Faktycznie, nigdy nie okazywałam Goerge'owi swoich uczuć przy reszcie, ale to nie znaczyło, że mi na nim nie zależało. Tak, kochałam go. Po prostu z czasem zaczęliśmy się o wszystko kłócić. Dosłownie. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że powinniśmy się rozstać, jeżeli chcemy ratować naszą przyjaźń. Oczywiście, czasami jest między nami niezręcznie, ale staramy się wszystko obrócić w żart. Ale nie zawsze tak jest.
Więc pomimo nawoływań moich przyjaciół poszłam do domu. Weszłam po cichu, bo pamiętałam, że Erni śpi. Zdjęłam trampki, zamknęłam drzwi na klucz i udałam się pod prysznic. Idąc do łazienki zauważyłam, że u rodziców w sypialni paliło się jeszcze światło. Pewnie czekali na mnie. Wzięłam długi prysznic i umyłam zęby. Zawinęłam mokre włosy w ręcznik i pozostawiłam go na głowie. Ubrana w piżamę opuściłam łazienkę i udałam się do swojego pokoju. Położyłam się na łóżko i westchnęłam. Po chwili rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia. Chwyciłam telefon leżący obok mnie i odebrałam.
- Hej. Chciałem sprawdzić czy wszystko okej- usłyszałam zmartwionego George'a.
- Tak, wszystko okej.- kiwnęłam głową czego nie był w stanie zobaczyć- słuchaj Geor, przepraszam cię za tego idiotę, dobrze wiesz, że jak jest... jak wypije to nie panuje nad tym co mówi.
- Clar, przecież dobrze wiem, jaki on jest. Nie przejmuj się. Jego zdanie mnie nie interesuje. Tylko my tak naprawdę wiemy, co między nami było i jak to wyglądało.- mówił opanowanym głosem. Na jego słowa kąciki moich ust uniosły się lekko ku górze.
- Cieszę się, że mam kogoś takiego w życiu, jak ty, George.- wyznałam.
- Też się cieszę, że cię poznałem.
- Dobranoc- dodałam po dosyć długiej ciszy.
- Dobranoc- odpowiedział. Uśmiechnęłam się i odłożyłam telefon na szafkę nocną. Wróciłam się do łazienki aby ściągnąć ręcznik z włosów i rozczesać je. Kiedy to zrobiłam znów poszłam do siebie, ale ku mojemu zdziwieniu na łóżku siedzieli rodzice.
- Clarie musimy porozmawiać.- oznajmił tato swoim stanowczym głosem. Podszedł do mnie, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Bałam się, że wyczuje ode mnie alkohol, a wtedy nie będzie przyjemnie.- piłaś.
Kurwa.
- Tato, to nie tak...- zaczęłam się tłumaczyć, choć nie wiedziałam, jak mam się z tego wybronić, na całe szczęście mi przerwał.
- A jak? Może mi powiesz, że twoi "koledzy" sami ci wlewali alkohol do buzi?- zrobił cudzysłów przy słowie koledzy, a jego ton był coraz bardziej surowszy.
- Nie.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą spoglądając na stopy.
- Widzisz Clarie, razem z mamą- obrócił się w stronę mojej rodzicielki- daliśmy ci kredyt zaufania. Daliśmy ci odrobinę wolności, o którą prosiłaś, ale dla ciebie to i tak jest mało. Zdecydowaliśmy, że nie będziemy tego dłużej tolerować.- byłam pewna, że na mnie nie krzyczał, tylko i wyłącznie dlatego, że obudziłby Ernesta.- dlatego jedziesz z nami.
- Co takiego?!- krzyknęłam oburzona.- przecież mi obiecaliście, że zostanę w domu!
- Nie krzycz, Clarie, twój brat śpi- upomniała mnie mama, która prawie w ogóle się nie odzywała. Byłam święcie przekonana, że to był pomysł mojego ojca, ona nigdy by mnie nie ukarała w najgorszy dla mnie sposób.
- A ty nam obiecałaś być odpowiedzialną. Musisz się nauczyć prawdziwego życia. Jeżeli nie jesteś w stosunku do nas fair to my w stosunku do ciebie też nie będziemy.- wzruszył ramionami i założył ręce na klatce piersiowej. Wiedziałam, że byłam na przegranej pozycji. Wystarczyło, żeby Logan założył te swoje zakichane ręce i spojrzał na mnie z góry. Wszystko stracone.- Wyjeżdżamy po jutrze dlatego jutro przez cały dzień zajmiesz się bratem. Dobranoc- powiedział wychodząc.
- Nie będzie aż tak źle, skarbie- pocieszała mnie mama, gładząc delikatnie moje ramię.- dobranoc- pocałowała mnie w czoło i wyszła.
- Dobranoc- mruknęłam i opadłam na łóżko. Miałam ochotę krzyczeć, zdemolować ten pokój, może i cały dom. Ale nie miałam ochoty jechać z moimi rodzicami i ich znajomymi do Londynu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz