poniedziałek, 26 stycznia 2015

15. on powiedzial, ze cie znajdzie i ze sie go nie pozbedziesz tak latwo ze swojego zycia.

- W końcu!- krzyknęła uradowana mama. Wybieraliśmy się na 'zwiedzanie' Londynu. Oczywiście, dla mnie to nie była żadna wycieczka, czy coś, więc specjalnie brałam prysznic przez około półtorej godziny, byleby tylko przedłużyć nasze wyjście. Kiedy zeszłam na dół zastałam wszystkich już przygotowanych. Mężczyźni i Luke wyszli na zewnątrz, a Ela z moją mamą  i Ernestem czekali na mnie w korytarzu. Posłałam im blady uśmiech i wyszłam z domku, łapiąc za rączkę braciszka. Rodzicom i państwom Hemmings zachciało się przejść na przystanek autobusowy i udać się tym transportem do centrum stolicy. Naprawdę nie rozumiałam po co im były te samochody, skoro chcieli się wozić wypełnionymi po brzegi autobusami z niezbyt miłymi, zazwyczaj grubymi i brzydko pachnącymi ludźmi. Wolałam już jechać metrem. Byłoby szybciej i być może znaleźlibyśmy wolne miejsca. A tak? Musieliśmy stać.
Dziękuję wam, kochani rodzice.
Kiedy w końcu autokar zatrzymał się na naszym przystanku, wybiegłam z niego, jak poparzona przez co się potknęłam i wylądowałam kolanami na betonie. Tak... wspominałam już, że jestem okropną niezdarą? Nie? To już wiesz.
Ludzie wysiadający z autobusu w ogóle nie zwrócili na mnie uwagi. Zaczęli mnie zwinnie omijać, jakby coś takiego było codziennością. Może i było, ale nie w moim świecie. Dopiero po dłuższej chwili, jakiś starszy pan pomógł mi się podnieść. Zapytał czy wszystko dobrze, odpowiedziałam mu, że tak, po prostu jestem zwykłą gapą. Mężczyzna się zaśmiał, a ja mu podziękowałam i uśmiechnęłam się do niego ciepło, co odwzajemnił. Od razu zrobiło mi się lepiej na duszy i nie chciało mi się już tak rzucać obelgami w stronę Brytyjczyków. Dobra, bądźmy szczerzy... większość z ludzi mieszkających w UK, nie są rodzonymi Brytyjczykami, ale chodzi mi ogólnie o mieszkańców Anglii.
- Clarie czemu leci ci krew?- spytał przerażony Ernest, który wysiadając z autokaru spojrzał na moje kolana. Również na nie spojrzałam. Faktycznie, lekko krwawiłam.
- Clarie słonko, co się stało?- Ela, która wysiadła zaraz po moim bracie wzięła go za rączkę i podeszła do mnie. Poczułam się, jak małe dziecko, które się przewróciło na rowerze. Jej troska była moim zdaniem trochę przesadzona. Nie lubiłam, kiedy ktoś się o mnie troszczył. Moi rodzice to wiedzą, więc kiedy mnie zobaczyli tylko pokręcili z politowaniem głowami. Oboje dobrze wiedzieli, że jestem niezdarą, więc coś takiego ich już nawet nie ruszało, tak samo, jak mnie.
- Wszystko jest w porządku, naprawdę.- wyjaśniłam blondynce.
- Mam nawilżane chusteczki, spróbujesz to trochę przemyć- zaczęła ich szukać w torebce. Oczywiście nie było to łatwe, bo jej torebka była ogromna, a znalezienie tych zakichanych chusteczek, to jak szukanie igły w stogu siana.
- Nie trzeba, jak już mówiłam jest w porządku.- mówiłam miło. Denerwowało mnie jej zachowanie. Może mnie weźmiesz za dziwną, ale taki jest właśnie mój charakter. W końcu znalazła to czego szukała i wręczyła mi pudełeczko do rąk. Powiedziałam jej, żeby dołączyła do reszty, ja sobie ze wszystkim poradzę. Niechętnie przystała na moją propozycję i udała się do moich rodziców i jej męża. Usiadłam pod jakimś sklepem na asfalcie i zaczęłam oczyszczać nieco rany.
- Wiedziałem, że jesteś siermięgą, ale że aż taką- usłyszałam. Podniosłam głowę i zobaczyłam przede mną uśmiechniętego Luke'a, a obok niego mojego braciszka. Oboje mieli ręce w przednich kieszeniach spodni. Byłam pewna, że Ernie starał się być jak Luke, więc praktycznie naśladował każdy jego gest.
- Wiedziałam, że jesteś irytującym idiotą, ale że aż takim- odpowiedziałam podnosząc się na nogi. Nadal pamiętałam o dzisiejszym wydarzeniu zanim zeszliśmy na śniadanie, przez co czułam do niego złość. Wyrzuciłam zużyte chusteczki do kosza i wyciągnęłam rękę w stronę braciszka. Zdziwiło mnie to, że nie chciał mi dać swojej.- Coś ty zrobił z moim bratem?- byłam już lekko podkurzona. Hemmings był coraz gorszy. Dobra w sumie nie wiem co mnie w nim tak bardzo irytowało, ale miał w sobie coś takiego, że po prostu nie mogłam z nim normalnie porozmawiać.
- Może po prostu zrozumiał....
- Nawet nie kończ- warknęłam.- Ernest proszę cię, daj mi rękę, bo inaczej ktoś cię stąd zabierze. Chyba nie chcesz, żeby jakaś pani mi ciebie ukradła, prawda?- brunet jeszcze przez chwilę się zastanawiał i chwycił moją dłoń.- Nigdy więcej, nie obracaj przeciwko mnie osoby, którą kocham najbardziej na świecie. - szepnęłam w nadziei, że blondyn mnie nie usłyszał.

Luke's POV:
- Nigdy więcej, nie obracaj przeciwko mnie osoby, którą kocham najbardziej na świecie.- szepnęła. Chyba myślała, że tego nie usłyszę. Zrobiło mi się głupio. To nie było tak, że obracałem Ernie'go przeciwko Clarie. Mały najzwyczajniej w świecie starał się zachowywać jak ja, co nie powiem pochlebiało mi. Nawet jeżeli byłem wzorem dla trzylatka. Pewnie myślisz, że jestem okropny, ponieważ nabijam się ze Scott. Dobrze wiedziałem ile kosztowało ją wrócenie do Londynu. Kiedyś rozmawiałem na ten temat z Niall'em, który okazał się w porządku. Uwierz mi, że widok zdenerwowanej Clarie był dla mnie ulubionym widokiem. Jej twarz stawała się czerwona, usta zaciskały się w wąską linię lub przygryzała dolną wargę, ale to już zależało, od tego jak bardzo się denerwowała. Lubiłem, jak mi odpyskowywała. Oczywiście nie zapomniałem o układzie, który już przegrałem przez zasranego Ben'a, ale to nie znaczy, że Clar w ogóle mnie nie pociągała. Może nie była najpiękniejszą istotą na świecie, jej uroda była przeciętna. Nie mówię, że była brzydka, czy coś... Kurde, dobrze wiesz o co mi chodzi.
- Czemu tam stoi wielki niebieski kogut?- Ernest się nieco skrzywił, co mnie lekko rozśmieszyło. Mały Scott był mistrzem w robieniu cudownych min.
Wydaję mi się, że robią te miny razem z Clarie, kiedy się wygłupiają.
Scott wzruszyła ramionami i ustawiła się do zdjęcia razem ze swoją rodzinką, następnie ja zrobiłem to samo ze swoją. Wszystko było dobrze, dopóki nie odezwała się moja przeklęta mama.
- Może niech Clarie z Luke'iem ustawią się razem?- zaproponowała. Denerwowało mnie to, że chciała nas na siłę zeswatać. Gdyby tylko wiedziała, że ona jest moim zakładem, udusiłaby zpoćwiartowała moje ciało, spaliła w kominku, a następnie zakopałaby mnie gdzieś w lesie... na innym kontynencie. Po krótkich sprzeciwach ustawiliśmy się do tego zakichanego zdjęcia. Tak szybko,jak je zrobiła tak szybko odsunęliśmy się od siebie. Ciągle w głowie miałem poranną scenę. Oczywiście, że Scott zaprzeczyła, że pójdzie ze mną do łóżka. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że tego właśnie chcemy.

Clarie's POV:
Wróciliśmy do domu około dziewiątej wieczorem, ponieważ Ernie był już bardzo śpiący. Właśnie szłam do łazienki kiedy zobaczyłam, że Hemmings ma takie same zamiary rzuciłam się biegiem w stronę drzwi.
- Co ty wyprawiasz, Scott?- zirytowany przejechał ręką po swoich postawionych włosach. Widać było, że jego humor znacznie się zepsuł. Być może to przez to zdjęcie? Bo odkąd je zrobiliśmy trzymał do mnie dystans. Nie powiem, że mi to przeszkadzało, ale to było dziwne uczucie.
- Zajmuję łazienkę- wzruszyłam ramionami próbując zamknąć drzwi, ale jego ręka mnie powstrzymała.- czego chcesz?
- Szedłem do niej pierwszy, więc ja najpierw wezmę prysznic.- patrzył prosto w moje oczy, co mnie cholernie peszyło, ale nie mogłam dać mu tej satysfakcji i spuścić wzrok.
- Przykro mi, ale dziewczyny mają pierwszeństwo plus młodszym się ustępuje.- uśmiechnęłam się do niego słodko i zamrugałam szybko powiekami.
- Od kiedy ustępuje się młodszym?- zadrwił- Co ty chrzanisz?
- Przykro mi, ale nie mam czasu na pogaduchy, bo rodzice zużyją zaraz wszystką ciepłą wodę- szybko zatrzasnęłam mu drzwi i przekręciłam kluczyk.
- Jak to?! Otwieraj to Scott!- uderzył w drzwi.
- Zamknij się, Hemmings, bo obudzisz Ernesta, a tego być nie chciał- upomniałam go krzycząc przez drewnianą płytę.
- W takim razie mi otwórz.
- Zapomnij- powiedziałam ściągając bluzkę i spodenki.
- Jesteś już naga?- ściszył swój głos. Poczułam, jak moja twarz oblewa się ogromnym rumieńcem. Całe szczęście nie widział tego. Boże, on nie miał żadnych zahamowań. Mimo, że się speszyłam postanowiłam trochę się na nim odegrać.
- Nie geniuszu, biorę prysznic w worku na śmieci.
- Czyli jesteś naga- stwierdził. Zapanowała chwila ciszy, po której dodał- możesz być pewna, że długo tak nie pociągnę i prędzej czy później wylądujemy razem w łóżku.- oznajmił, jak gdyby nigdy nic, a mnie zatkało.

***

- Mike, jeszcze nie teraz... nie wiem... taa, wszystko okej... daj spokój mam jeszcze tydzień... tak, dam radę... okej... okej... trzymaj się- usłyszałam kiedy miałam wyjść z łazienki. Jak byłam już pewna, że blondyn skończył konwersacje weszłam do pokoju.- dłużej się nie dało?- był wkurzony... znowu. Nie nadążałam za jego humorkami. Były przytłaczające i zgubne. Zawsze kiedy myślałam, że go rozgryzłam okazywało się, że jest on trudnym człowiekiem. Nie powiem, intrygował mnie i to bardzo. Uwielbiałam patrzyć w jego błękitne, jak ocean oczy i na ten jego śliczny uśmiech upiększony dołeczkiem w prawym policzku. Do tego jeszcze jego kolczyk w wardze....
Przestań, kretynko.
Postanowiłam włączyć telefon. Oczywiście miałam od groma wiadomości i nieodebranych połączeń od Ben'a, który u mnie był już skreślony. Miałam dodatkowe trzy sms'y od Niall'a. Bez zastanowienia zadzwoniłam do niego. Odebrał już po trzech sygnałach.
- Clarie, gdzie ty do cholery jesteś?- jego głos był inny, coś go trapiło. Bałam się o niego.
- Błagam tylko nie mów nikomu. Dosłownie nikomu.
- Oczywiście.- opowiedziałam mu dlaczego tu jestem.- Ben był u mnie- zamarłam kiedy te słowa padły z jego ust.
- Czy coś ci zrobił?- myślałam, że się rozpłaczę. Miałam przed oczami pobitego przyjaciela. Siniaki ozdabiające jego twarz, rozcięta warga, połamane żebra, spuchnięte oko.
- Nie- dodał po chwili. Wiedziałam, że kłamał.
- Jesteś w domu?- głos zaczął mi się łamać.
- Tak. Clarie, on powiedział, że cię znajdzie i że nie pozbędziesz się go tak łatwo ze swojego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz