poniedziałek, 26 stycznia 2015

13. To sa chyba jakies jaja

Upokorzenie. To chyba najodpowiedniejsze słowo określające moje uczucia. Nie mogłam uwierzyć, że wszyscy dookoła ostrzegali mnie przed Ben'em, a ja głupia go broniłam. Byłam w niego zapatrzona, jak w obrazek. Imponował mi, bo był ode mnie dużo starszy. Chyba wydawało mi się, że w pewnym stopniu byłam wyjątkowa, w końcu nie na każdą szesnastolatkę uwagę zwróci dwudziestojednoletni facet. Wierzyłam w każde jego miłe słowo, które było skierowane do mojej osoby. Byłam pewna, że to wszystko przez alkohol. Jakby był trzeźwy w życiu nie zrobiłby czegoś takiego.
Jesteś tylko zwykłą głuchą, głupią, nic nie wartą szmatą.
Jego słowa krążyły po mojej głowie, przywołując ogromny ból. Byłam dla niego tylko zwykłą, głuchą, nic nie wartą szmatą. Byłam szmatą dla własnego chłopaka. Czy może być coś gorszego? Rozumiem jeżeli bym się z kimś puściła, czy coś, ale ja naprawdę nic nie zrobiłam. Więc jaki był powód wyzywania mnie od najgorszych?
Wróciłam do domu cała zapłakana. Na całe szczęście nie spotkałam po drodze rodziców. Zauważyłam, że w łazience na górze paliło się światło, więc któreś z nich, albo Ernest musiało się myć. Starałam się opanować. Całe ciało drżało niczym galareta, a prawa storna mojego policzka była czerwona. Zawsze kiedy coś mi się stało ślad pozostawał na parę godzin. Miałam bardzo delikatną skórę, więc każde uderzenie zwiastowało siniaka. Miałam pewność, że i tym razem będzie ślad.
Wzięłam piżamę oraz nową bieliznę i zeszłam na dół, aby wziąć prysznic w łazience dla gości. Ściągnęłam z siebie ubrania. Miałam ochotę je wyrzucić, byleby tylko nie patrzeć na nie. Ustawiłam ciepłą wodę i weszłam pod strumień. Nie wytrzymałam. Zaczęłam płakać. Niemalże dławiłam się własnymi łzami.Usiadłam w zimnym brodziku, przyciągnęłam kolana pod brodę owijając je ramionami, oparłam głowę o jedną z szyb i dałam upust swoim emocjom- płacząc jeszcze bardziej. Cały czas czułam szorstką dłoń Ben'a na moim policzku.


***

Wstałam najwcześniej ze wszystkich domowników, co było rzadkością, ponieważ zawsze pierwszy budził się Ernest. Siedziałam pół godziny przed lusterkiem próbując zakryć małą, ciemnoniebieską plamę na policzku. Myślałam, że będzie większy, ale Bogu dzięki, że tak się nie stało. 
Nic nie pomagało. Ani podkład, korektor, puder... dosłownie nic. Nie pozostało mi nic innego, jak zakryć znak agresji mojego chłopaka włosami. Miałam związać włosy, bo na zewnątrz było upalnie, ale ze względu na moją oszpeconą twarz tego nie zrobiłam. Spojrzałam na telefon. Była godzina 6:45, więc moi rodzice zaczęli się budzić.
Około godziny 8 byliśmy już gotowi. Zapakowaliśmy ostatnie bagaże i wsiedliśmy do auta. Mama zadzwoniła do niejakiej Elisabeth, aby poinformować ją, że właśnie udawaliśmy się w stronę lotniska.
Mówiąc szczerze, z jednej strony cieszyłam się z powodu wyjazdu, ale z drugiej byłam załamana. Cieszyłam się ze względu na to, że nie zobaczę się z Ben'em przez cały tydzień, ponieważ nie wiedziałam, jaki będzie w stosunku do mnie, a załamałam się, bo wracałam do mojego własnego piekła.
Po godzinie jazdy, w końcu dotarliśmy na nasze lotnisko. Szczęśliwa wysiadłam z auta i podeszłam do bagażnika, aby pomóc tacie wyciągnąć nasze walizki.
- Clarie, poznaj Ele- zawołała moja mama. Westchnęłam i podeszłam w ich stronę. Uśmiechnęłam się do kobiety w blond, długich, perfekcyjnie ułożonych włosach i uścisnęłam jej dłoń.
- Dzień dobry- przywitałam się. Była piękną kobietą o błękitnych oczach. Gdzieś już widziałam podobny kolor.
- Cześć Clarie, ale ty wyrosłaś. Jaka jesteś piękna.- powiedziała skanując moją postać od góry do dołu. - Nie widziałam cię gdzieś z czternaście lat- nie pamiętałam w ogóle tej kobiety. Ale skoro twierdziła, że nie widziała mnie odkąd miałam dwa latka, a mama nic nie mówiła, to znaczyło, że naprawdę miałam z nią styczność w przeszłości... bardzo dalekiej przeszłości.
Chwilę później dołączył do nas mąż Elisabeth- Corbin. Poznałam się z nim również. Jako małżeństwo wyglądali razem bardzo ładnie. Corbin odszedł od nas, aby móc porozmawiać o czymś z tatą. Nie spodziewałam się, że tylne drzwiczki samochodu przyjaciół rodziców się otworzą, ale to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
- Przepraszam, dzwonił do mnie Ashton i musiałem odebrać- zaczął się tłumaczyć nie unosząc wzroku znad telefonu, dopiero kiedy Ela odchrząknęła raczył spojrzeć w naszą stronę.- to są chyba jakieś jaja- stwierdził patrząc prosto w moje oczy. Wiedziałam, że ten wyjazd będzie okropny, ale nie wiedziałam, że aż tak bardzo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz