piątek, 12 września 2014

4. George o ciebie pytal

Kiedy kreskówka dobiegła końca, zdecydowałam się zadzwonić do Abbie. Wyszukałam jej imię w historii połączeń, aby połączyć się z przyjaciółką. Na moje szczęście nie musiałam dzwonić do niej drugi raz. Zazwyczaj trzeba dzwonić do niej więcej niż dwa razy, żeby odebrała komórkę.
- Dotarłaś do domu?- spytałam, kiedy usłyszałam ją po drugiej stronie.
- Tak. George o ciebie pytał- wyznała.
- Dlaczego?- byłam zdziwiona.
- Dobrze wiesz czemu- westchnęła.- jak tam jazda z Luke'iem?- jej głos znów stał się wesoły, co mnie przerażało. Pewnie sobie znów coś wyobraża, ale nie dzięki. Nie chcę się na razie pchać żaden związek, tym bardziej z chłopakiem, którego znam od dwóch dni.
- Normalnie, jak każda inna jazda do domu.- wzruszyłam ramionami, czego dziewczyna nie widziała.
- Jasne, jasne. Każda twoja jazda do domu odbywa się z młodym przystojniakiem?- zaśmiała się.
- Oh, daj mi już spokój- zawtórowałam jej. Usłyszałam, jak ktoś wchodzi do domu- Abbie, muszę kończyć. Ktoś wszedł do domu- poinformowałam ją szeptem i rozłączyłam się. Schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni i wstałam. Spojrzałam na Ernesta. Siedział wpatrzony w jakąś bajkę, więc dzięki Bogu siedział cicho. Wyszłam z salonu kierując się w stronę drzwi. Bez namysłu chwyciłam za wazon, który stał w kuchni na stole. Zamknęłam oczy i kiedy do moich uszu dobiegł dźwięk czyiś nóg stąpających po podłodze, wyskoczyłam zza drzwi kuchennych i się zamachnęłam.
- Clarie, na miłość boską co ty wyprawiasz?!- usłyszałam krzyk mamy, więc szybko otworzyłam oczy. Mama stała z torbami wypełnionymi zakupami i jedną średnią torebką, do której zazwyczaj pakowała różne dokumenty. Patrzyła na mnie, jak na jakiegoś obłąkanego szaleńca. Szczerze? Wcale jej się nie dziwię. Gdyby moja córka rzuciła się na mnie z wazonem, chyba wysłałabym ją do wariatkowa.
- Przepraszam, po prostu mnie wystraszyłaś- pokręciłam lekko głową, jakbym chciała wyrzucić z niej to co się przed chwilą stało.
- Pomożesz mi z kolacją- oznajmiła, lekko wzdychając z bezradności.
Kiedy kolacja była już gotowa, zaczęliśmy jeść bez taty, ponieważ miał jakieś spotkanie i napisał mamie, żebyśmy zjedli bez niego. Od razu zauważyłam, że mama nie była z tego powodu zadowolona. Siedziała cicho, grzebiąc widelcem w swoim posiłku. Nie zjadła, ani kęsa.
Gdy ojciec wrócił do domu, bez słowa udał się wraz ze swoją teczką prosto do pokoju, z którego zrobił swój gabinet. Spojrzałam na moją rodzicielkę, a serce od razu mi pękło. W jej oczach zbierały się łzy, a na twarzy pojawił się grymas. Bolało ją to, że jej własny mąż nie ma czasu dla rodziny. Mnie to akurat nie przeszkadzało. Odkąd mieszkamy w Ameryce oddaliliśmy się od siebie. Przynajmniej dostaję mniej zakazów. Szkoda mi tylko i wyłącznie mamy i Ernesta, który potrzebuje męskiego towarzystwa.
- Przepraszam- w końcu się odezwała i odeszła od stołu,kierując się w stronę schodów. Przez jej załamany głos i mi zachciało się płakać, ale musiałam być twarda.
- Co się stało mamusi?- zapytał braciszek, zupełnie niczego nieświadomy. Wyciągnęłam do niego rękę i pogłaskałam go po włosach. Był naprawdę zmartwiony stanem naszej rodzicielki.
- Źle się czuje- wyjaśniłam uśmiechając się do niego blado.
- Mogę do niej pójść? Mamusia zawsze do mnie przychodzi, kiedy ja się źle czuję.- spojrzał na mnie tymi swoimi niebiesko-zielonymi oczkami, więc nie mogłam mu odmówić.
- Oboje do niej pójdziemy- wyjęłam go z krzesełka i wspięliśmy się po schodach na górę. Zapukaliśmy do drzwi, a kiedy usłyszałam ciche 'proszę' uchyliłam je i wpuściłam młodego do środka, wchodząc zaraz za nim. Mama siedziała na końcu łóżka i wycierała dłońmi łzy z policzków.
- Mamusiu nie płacz, kocham cię- powiedział Ernie, rzucając się na jej szyję. Ścisnęła go szczelnie i znów zaczęła płakać. Usiadłam obok nich, pocierając dłonią plecy mamy, aby ją podtrzymać na duchu.
- Nie wiem z kim on się do cholery ożenił. Ze mną czy z pracą?- w jej głosie słyszalne było poirytowanie.
Tak słyszalne, nawet dla mnie- głuchej.
- Wszystko będzie dobrze, mamo.- próbowałam ją pocieszać, ale doskonale wiedziałam, że mi to nie wychodziło.
- Położysz proszę Ernesta? Jestem wykończona- wyjaśniła.
Oczywiście zajęłam się nim. Zrobiłabym dla mamy wszystko, byleby była w końcu szczęśliwa, bo należy do osób, które zasługują na szczęście.
Wykąpałam i ułożyłam brata do snu. Był chyba zmęczony po dzisiejszym dniu, ponieważ usnął bez przeczytania dwóch bajek na dobranoc. Wychodząc z jego pokoju słyszałam krzyki zza drzwi sypialnianych rodziców.
- Mam dość tego, że nie spędzasz z nami czasu!- krzyknęła mama.
- Przepraszam bardzo, że haruję, jak wół, aby utrzymać ten zasrany dom i rodzinę!- odkrzyknął tata.
- Mamy gdzieś twoje pieniądze! Chcemy, żebyś z nami spędził jakiś cholerny ułamek czasu, z którym spędzasz swoją kochaną pracę!
- Tak się nie da, Evo!
- Myślisz czasem choćby o Erneście? Myślisz o tym, że on potrzebuje ojca? Gówno, a nie myślisz!
- Sugerujesz, że nie troszczę się o swoje dzieci?
- Nie, nie sugeruję! Stwierdzam fakty! Może i Clarie już nie odczuwa twojej nieobecności, ale masz jeszcze syna! Chociaż jego nie strać!
- Jak to Clarie  nie odczuwa mojej nieobecności?- jego głos trochę się ściszył.
- Normalnie, Logan. Ona jest już przyzwyczajona do tego, że cię przy nas nie ma.
- Ale ona...
- Straciłeś córkę- wtrąciła się- i żonę, więc postaraj się nie stracić syna.
- Jak to, Evo? Jak to cię straciłem?!- znów zaczął krzyczeć.
- Nie czuję się już kochana przez ciebie- jej głos zaczął się łamać- praca jest ode mnie ważniejsza- stwierdziła.- ja cię potrzebuję. Jesteś moim mężem. Chcę, żebyś spojrzał na mnie w taki sam sposób, jak kiedyś. Chcę, żebyś mnie choć raz od pół roku przytulił- zaczęła płakać. Wiedziałam, że podsłuchiwanie ich kłótni nie było w porządku, ale to są moi rodzice. Oboje ich bardzo kocham, niezależnie do tego czy się dogadujemy czy nie. Dlatego nie chcę, żeby się rozstawali. Poszłam do siebie i wzięłam do ręki komórkę, żeby ustawić sobie budzik. Zauważyłam, że mam nieodebrane połączenie. Nie myśląc długo oddzwoniłam do tego numeru.
- Halo?- usłyszałam po drugiej stornie i od razu wiedziałam do kogo należy ten głos.
- Niall...
- W końcu Clarie. Ile można do ciebie dzwonić? Już się zacząłem martwić, że wyjęłaś słuchawkę i znów jesteś głucha.- zażartował.
- Bardzo śmieszne. Lepiej gadaj, co chciałeś.
- Jutro jest zakończenie roku, więc pamiętaj o tej imprezie. Powiedz rodzicom, że będziesz spała u Abbie razem z Emmą i Hyaley. No wiesz, jakiś babski wieczór i te sprawy. Rodzice jej potwierdzą, że u nich śpisz.- wyjaśnił.
- Okej, dzięki- powiedziałam szczerze. Nie wiem co bym bez niego zrobiła. Był świetnym przyjacielem.
- Do usług. Dobranoc, ślicznotko.
- Dobranoc, idioto- usłyszałam po drugiej stronie śmiech i się rozłączyłam. Umyłam zęby, przebrałam się w piżamę i poszłam spać.Ciągle myślałam o rodzicach. Dlaczego jest między nimi tak źle? Dlaczego nie mają dla siebie czasu? Czy się w ogóle kochają?
Czułam, że to będzie długa noc.
____________________________________
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziałów, ale nie za bardzo mam kiedy je pisać. Szkoła, testy i inne bzdety, z  resztą same wiecie. Postaram się dodać niedługo nowy rozdział i kolejny w piątek wieczorem lub w sobotę rano. Pamiętajcie proszę o komentarzach, które motywują mnie do dalszego pisania. 
Do następnego.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ