Przez całą noc nie mogłam usnąć. Kręciłam się to na prawy, to na lewy bok i tak w kółko. Liczyłam barany, myślałam o śmiesznych żartach moich przyjaciół. Myślałam dosłownie o wszystkim. Lecz po głowie chodziło mi tylko jedno zdanie
'On powiedział, że cię znajdzie i że nie pozbędziesz się go tak łatwo ze swojego życia.'
Nie powiem, że się nie bałam, bo chyba oczywiste było, że byłam przerażona. Przed oczami miałam setki obrazów przedstawiające moment konfrontacji z Ben'em.
Pierwszy- wracam z Londynu, spotyka mnie na lotnisku, całuje w policzek i wita się z moimi rodzicami. Oznajmia im, że chce mnie gdzieś zabrać, na randkę, czy coś. Oni oczywiście niechętnie się zgadzają. Zachowuje się, jak gentlemen i odbiera ode mnie walizkę przy okazji splatając nasze dłonie. Pakuje moją walizkę do bagażnika, a następnie otwiera mi drzwiczki i pomaga wsiąść do auta. Kiedy podjeżdżamy pod jego domek letniskowy, pomaga mi wysiąść. Udaje miłego i kochanego, a następnie niespodziewanie zaczyna rzucać we mnie obraźliwymi epitetami, a następnie mnie uderza. Proszę go, żeby przestał, a on nic sobie z tego nie robi. Zaczyna bić mnie mocniej. Uderza pięściami w brzuch, twarz. Popycha mną. W końcu nie wytrzymuję i upadam. On nadal nie ma dość. Kopie mnie po całym ciele. Ma gdzieś moje błagania, aby przestał. Wpada w furie. Nawet nie obchodzi go to, że całe to zdarzenie dzieje się na zewnątrz. Oskarża mnie o zdradę nie przestając mnie bić. Aż w końcu tracę przytomność i nie czuję już jego silnych uderzeń.
Drugi- nagle w magiczny sposób pojawia się w Londynie. Mówi, że też przyjechał na wycieczkę, co jest totalnym kłamstwem. Proponuje mi spacer. Pełna obaw jednak się zgadzam. Idę przed nim. Niestety wywracam się przez wystającą gałąź. Próbuję się podnieść, ale nie jest mi to dane, ponieważ Ben rzuca się na mnie. Przykłada swoje ręce wokół mojej szyi i powoli zaciska palce, powodując, że zaczynam tracić oddech. Macham rękoma próbując go jakoś ze mnie zrzucić lub czymś go uderzyć. Chwytam coś ciężkiego w rękę i celuję w tył jego głowy. Udaje mi się. Brunet traci przytomność i opada obok mnie. Przerażona zachłannie łapię powietrze. Tak szybko, jak tylko mogę wstaję i zaczynam biec. Uciekam, może ze sto metrów i czuję silne dłonie na mojej talii, które przewracają mnie na ziemię. Rzecz jasna ich właścicielem jest nie kto inny, jak Ben. Znów bije mnie do nieprzytomności.
Trzeci- wracam z Londynu. Po odświeżeniu się i rozpakowaniu zawartości walizki idę się spotkać z Niall'em. Pukam lecz nikt mi nie otwiera. Po trzech minutach postanawiam wejść do środka. Wołam przyjaciela, ale ten nie odpowiada co mnie dziwi, ponieważ on nigdy nie zostawia otwartych drzwi kiedy wychodzi. Szybko wbiegam do jego pokoju. Otwieram drzwi i zaczynam krzyczeć. Widzę go leżącego na podłodze w kałuży krwi. Jestem pewna, że to on choć ma zmasakrowaną twarz. Poznaję go po naszyjniku, który mu podarowałam kiedy minęły trzy lata od naszej przyjaźni. Zaczynam histeryzować. Klęczę obok niego i zaczynam potrząsać jego ciałem w zamiarze wybudzenia go. Jestem w szoku. Mam jakąś cholerną nadzieję, że to jakiś głupi żart. Wyciągam telefon i dzwonię na pogotowie. Zanim przyjeżdżają jeszcze kilka razy próbuję go obudzić. W końcu moją uwagę przykuwa mała, biała karteczka, która była w jego dłoni. Ze łzami w oczach wyciągam ją z zimnej dłoni przyjaciela. Rozwijam i czytam jej zawartość. To co widzę powoduje u mnie jeszcze większą panikę. Myślę, że to cholerny żart. Przyjeżdża pogotowie i oznajmia mi, że blondyn nie żyje. Wpadam w szał, a w mojej głowie jest nadal napis z kartki.
'Jesteś następna, kotku.'
Przerażona własnymi myślami wstałam ostrożnie z łóżka, aby nie obudzić braciszka. Wyszłam po cichu z sypialni i udałam się na dół w celu napicia się kawy. Całe szczęście, że salon nie był połączony z kuchnią, bo obudziłabym rodziców. Zamknęłam drzwi i wstawiłam wodę. Nienawidziłam kawy, ale często kiedy zarywałam nocki je piłam.
Zalałam wrzątkiem zawartość kubka i usiadłam przy stole. Wpatrywałam się w unoszącą się nad kubkiem parą i zaczęłam znowu rozmyślać. Nigdy bym się nie spodziewała, że będę bać się własnego chłopaka. To było chore. Nasz związek nie miał szans. Może mu tego nie napisałam, ale to chyba było oczywiste, że nie będę miała nic wspólnego z osobą, która podniosła na mnie rękę.
'...nie pozbędziesz się go tak łatwo ze swojego życia.' przypominał mi upierdliwy głos, zwany sumieniem.
Tego właśnie się obawiałam, że faktycznie nie uda mi się go pozbyć z mojego życia.
- Nie śpisz już?- do moich uszu dotarł zachrypnięty głos, który należał do Luke'a.
- Jak widać- siedziałam do niego tyłem. Wyobrażałam sobie, jak przejeżdża dłonią po włosach. Usiadł naprzeciwko mnie z kubkiem w ręce, nad którym unosiła się para.
- Coś się stało?- spojrzał mi w oczy. Nie powiem, że było mi łatwo patrzeć w jego, skoro chłopak był tylko w spodenkach. Mój wzrok spoczął na jego torsie. Może nie był nie wiadomo, jak wyrzeźbiony, ale był idealny. Chłopak się zaśmiał, a ja dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że podziwiam jego ciało zbyt długo. Moją twarz oblał rumieniec.- jeżeli chcesz to możesz zrobić zdjęcie- nabijał się.
- Zamknij się, Hemmings- zawstydzona zrobiłam łyka kawy.- czemu nie śpisz?- spojrzałam na niego, kiedy już trochę ochłonęłam i tym razem patrzyłam mu prosto w oczy.
- Jakoś wolałem już od szóstej rano ci umilać dzień- uśmiechnął się sztucznie.- patrzenie, jak się wkurzasz jest lepsze od spania do dwunastej.- więc brawo, udało mu się osiągnąć swój cel.
- Jesteś idiotą.
- Powiedz mi coś czego nie wiem, kochanie- powiedział akcentując ostatnie słowo. Wiedział, że to działało na mnie, jak płachta na byka.
- Dobrze, że o tym wiesz, słonko- odpowiedziałam podobnie, jak on akcentując ostatnie słowo. Uśmiechnął się szeroko i popatrzył na coś co było za mną. Podążyłam za jego wzrokiem i zobaczyłam moją mamę, która się do nas uśmiechała.
- Cześć- przywitała się z nami i zaczęła wyciągać produkty, z których później zrobiła dla wszystkich śniadanie.- nie chciałam wam przeszkadzać, ale nie mogłam spać- wyjaśniła.
- Rozumiemy, my sami też nie mogliśmy spać- dodał Hemmings.
- Oh rozumiem, ale proszę was... z wami mieszka Ernie i nie chcę, żebyście przy nim uprawiali seks. Szczerze, to nie chcę żebyście w ogóle uprawiali seks.- oznajmiła robiąc nadal jedzenie. Moja twarz była cała czerwona ze wstydu. A blondyn miał ubaw w najlepsze.
Jak ona może myśleć, że ja z Luke'iem uprawiam seks? Nie wierzę.
- Przepraszamy, pani Evo. Obiecujemy, że już nie będziemy. Prawda, kochanie?- miałam ochotę rzucić się na niego i go udusić. Albo lepiej oderwałabym mu głowę i powiesiła nad kominkiem. Oczywiście nie w moim domu, bo widziałabym tą pajacowatą mordę, ale gdzieś u jakiegoś myśliwego, czemu nie. On w ogóle wiedział co wyprawiał?! Co za bez mózg, idiota, kretyn, debil, frajer, zasrany tępak...- Clarie?- sprowadził mnie na ziemię swoim 'zatroskanym' głosem.
- Oczywiście- wycedziłam przez zęby siląc się na sztuczny uśmiech. Wstałam i umyłam po sobie kubek, a następnie udałam się na górę. Odświeżyłam się i wróciłam na parter. Nikogo nie było w domku. Wyszłam więc na zewnątrz. Rodzice i państwo Hemmings siedzieli przy wielkim ogrodowym stole wypełnionym po brzegi różnym jedzeniem. Zajęłam jedno z wolnych krzeseł.
- Gdzie Ernie?- zmarszczyłam brwi i zaczęłam wzrokiem go szukać. Tata właśnie chciał mu odpowiedzieć, kiedy usłyszeliśmy bruneta.
- Clarie, zobacz co znalazłem!- krzyknął uradowany wołając mnie do siebie. Był w samych kąpielówkach, czemu się nie dziwiłam, bo tego dnia było dużo cieplej niż poprzedniego. Podeszłam do brata, przed którym stał spory krzak. Nie podejrzewałam, że coś tam może być. Kiedy byłam zaledwie parę kroków od małego poczułam jak coś zimnego uderza w moje ciało. Pisnęłam przerażona, a gdy byłam cała mokra spojrzałam w stronę, z której zimna woda zaatakowała moje ciało. To było do przewidzenia. Uśmiechnięty Luke trzymał w dłoniach węża ogrodowego. Jak tylko zorientowałam się, że znów chce wycelować strumieniem wody we mnie, zaczęłam z piskiem uciekać. Nie trwało to długo, bo poślizgnęłam się na błocie, które zrobili chlapiąc się wcześniej. Chłopak nie zauważył jednak, że upadłam i biegł dalej gorączkowo się rozglądając na wszystkie strony. Korzystając z sytuacji złapałam go za nogę powodując, że jego tyłek spotkał się z ziemią. Zaczęłam się śmiać i wyrwałam mu węża z ręki kierując go prosto w jego twarz.
- To za akcję z moją mamą- poinformowałam znów nakierowując strumień wody w jego twarz. Zaczął się wierzgać, ale usiadłam na jego brzuchu, więc nie miał szans, żeby się wydostać.- to za to, że zawracasz się do mnie 'kochanie'- znów woda- i na końcu za to, że w ogóle miałeś czelność mnie oblać wodą- znów dostał zimnym strumieniem w twarz. Zaczął mnie łaskotać, więc zrzucił mnie ze swojego brzucha.
- Ernie masz wąż- krzyknął blondyn, kiedy zabrał ode mnie szlauf. Podniosłam się i zaczęłam znów uciekać. Uwierz, że udałoby mi się, gdyby ten idiota Hemmings nie złapał mnie i nie podniósł do góry. Zaczęłam piszczeć kiedy ponownie zimna woda zetknęła się z moją skórą. Zaczęłam się wierzgać, a Luke nadal trzymał mnie uniesioną. Nagle woda przestała lecieć. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Corbin'a, który zakręcił źródło nowej zabawki Ernesta, szybko wyrwałam się z uścisku Luke i schowałam się za tym dużym krzakiem. Usłyszałam, że woda zaczęła lecieć. Poczułam silne dłonie na talii. Obróciłam się i zobaczyłam szeroko uśmiechniętego blondyna. Wyglądał cholernie seksownie w mokrym podkoszulku i z opadającymi kosmykami włosów na czoło.
- Sprawiłem, że jesteś mokra, Scott- uśmiechnął się figlarnie i oblizał wargę. Nieświadomie mój wzrok zatrzymał się na jego ustach, na których był czarny kolczyk.
- Nie pochlebiaj sobie, Hemmings- wydusiłam. Serce zaczęło mi bić mocniej, kiedy jego twarz zaczęła zbliżać się do mojej. Dzieliły nas tylko milimetry. Wystarczyłby jeden ruch. Poczułam przyjemne uczucie w podbrzuszu, którego nie umiałam wyjaśnić. Kiedy już zdecydował się zrobić ten jeden ruch, nagle coś go odrzuciło. Dosłownie.
Luke's POV:
Clarie wyglądała cudownie, kiedy była mokra. Jej luźna bluzka idealnie przylegała do jej ciała, ukazując jej figurę w całej okazałości. Chciałem ją pocałować. Tak cholernie mocno, chciałem ją pocałować. Nie umiałem wyjaśnić tego, jak w moim podbrzuszu poczułem przyjemne mrowienie. Boże, zachowuję się jak jakaś pizda.
Wystarczyłby jeden ruch, a nasze wargi połączyłyby się w najlepszym pocałunku, jaki do tej pory by przeżyła. Jeden ruch. Właśnie miałem go zrobić, kiedy coś mnie odrzuciło. Dosłownie. Poczułem zimny strumień wody uderzający w moją lewą stronę twarzy. Trwało to może pół minuty, kiedy wszystko znów wróciło do normy. Spojrzałem w stronę źródła mojego odrzucenia. Ernest stał trzymając w rękach wąż. Widać było, że był wkurzony i to chyba... na mnie? Wróciłem wzrokiem do Clarie, która stała zszokowana. Jej oczy były wielkie jak piłki pink-pongowe, a usta były zakryte dłońmi. Znów spojrzałem na małego Scott'a.
- Nie całuj mojej siostry!- krzyknął do mnie i podszedł do Clarie. Chwycił ją za rękę i zabrał ją ode mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz