poniedziałek, 26 stycznia 2015

14. Nastepnym razem nie wlaz do mojego lozka bez zaproszenia

- Chcę siedzieć obok Luke'a i Clarie- oświadczył uradowany Ernest. Chyba tylko ja nie byłam zadowolona z tego, że Hemmings z nami leci. To nie tak, że go nie lubię, czy coś. Po prostu on był pierwszą osobą, która mnie ostrzegała przed Ben'em, a na dodatek  nasze w miarę przyjacielskie stosunki zmieniły się w wyzwiska, kłótnie i chęć bycia lepszym od siebie.
Wsiedliśmy do samolotu. Siedzenie, które miałam zajęte okazały się być potrójne, wiec chyba oczywiste było to, że siedziałam razem z młodym Hemmings'em i Ernie'm. Mały siedział na środku, na całe szczęście. Przez pierwsze pół godziny wygłupiali się i rozmawiali o jakiś samochodach. Zaskoczyło mnie to, jak dobrze Luke dogadywał się z moim młodszym bratem. Nasi rodzice siedzieli jakieś trzy rzędy dalej, więc na całe szczęście nie za bardzo zwracali na nas uwagi.
- A ty, Clarie?- pytał się Ernest, który ciągnął mnie za rękę.
- Hmm? Przepraszam, mały.  Zamyśliłam się.- przyznałam.
- Co, już tęsknisz za swoim pożal się Boże chłopaczkiem?- zadrwił blondyn.
Oho, zaczyna się.
- Nawet jeżeli to co ci do tego?- rzuciłam ostro. Zawsze starałam się być miła dla ludzi, ponieważ nie chciałam ranic ich uczuć, ale dla niego nie potrafiłam być miła. Jego charakter był nieznośny.
- Nie mogę uwierzyć, że ty naprawdę coś czujesz do tego bezmózga.- przewrócił oczami.
- To nie jest twoja sprawa, Hemmings. W ogóle co ty tu robisz? Lecisz a rodzinne wakacje? Ty? Taka super gwiazda szkoły, w której podkochuje się co druga uczennica naszego liceum? Co twoi kumple o tobie pomyślą?- denerwowało mnie to wszystko. Tutaj niby taki kochany, troskliwy, dobrze wychowany, a jak tylko znika z pola widzenia swoich rodziców to pokazuje na co go stać.
- A ty co tu robisz, Scott? Lecisz na rodzinne wakacje? Twój chłoptaś o tym wie? No oczywiście, że nie, bo przecież weźmie cię  za gówniarę, którą tak naprawdę jesteś. Myślisz, że on cię kocha? Znam go na tyle długo, żeby spokojnie stwierdzić, że jesteś dla niego zabawką, rzuci cię prędzej niż się tego spodziewasz.- okej, jego słowa mnie zabolały. Ben mnie kocha. Jestem tego pewna. A co jeżeli on ma rację? Jeżeli jestem dla niego tylko zabawką? Nie odzywałam się do niego, dopóki nie wylądowaliśmy, co nie było trudne, bo przespałam prawie cały lot, nie licząc pierwszych dwóch godzin. Pojechaliśmy wypożyczonymi samochodami do wynajętego na czas naszego pobytu domku. Był wykonany z drewna i miał tylko trzy pokoje. Tak, trzy. Oznaczało to, że będę dzieliła swój pokój z Luke'iem oraz Ernie'm.  Po prostu cudownie. Oczywiście, mój brat nie był dla mnie problemem.  Najbardziej zdziwiło mnie to, że mój tato nie miał nic przeciwko, żebym dzieliła sypialnie z chłopakiem. Wydaję mi się, że miał do niego zaufanie.  Przyznam szczerze, że ja jako rodzic nigdy bym nie pozwoliła, żeby moja córka miała pokój z jakimś nastolatkiem. A może on zauważył, że stosunkowo często się kłóciliśmy, więc stwierdził, że do niczego między nami nie dojdzie? Pokój nie był zbyt duży. Zmieściły się tam dwa pojedyncze łóżka. Wiedziałam, że tak będzie, bo Ernest nie potrafił zasnąć sam w nie swoim łóżku, więc musiał spać ze mną. Po prawej stronie była duża kremowa szafa, a po lewej były drzwi do łazienki. Westchnęłam i zaczęłam przepakowywać rzeczy z walizki do półek w szafie. Kiedy wypakowałam wszystkie swoje ubrania, zajęłam się walizką Ernesta. Czasem naprawdę czuję się, jakbym to ja była jego mamą. Praktycznie cały swój czas spędza ze mną, a nie z naszą rodzicielką. Nie winie jej o nic, tylko czasem mnie to denerwuje, bo mały powinien mieć przy sobie rodziców.
Do pokoju wparował Luke wraz ze swoją walizką i Ernestem, który zaczął skakać po łóżku.
- Ernest, zejdź, bo zrobisz sobie krzywdę- upomniałam braciszka. Widzisz? Jak matka. Brunet na moje słowa przestał skakać i usiadł na łóżku. Zaczął bawić się samochodem, który miał w kieszeni spodni. Był bardzo nadpobudliwy, prawdopodobnie napił się gazowanego napoju. Mój brat był jednym z tych osób, które nie lubią czekolady. W ogóle nie rozumiałam tego małego brzdąca, bądźmy szczerzy czekolada jest przepyszna. Pokręciłam głową kiedy Ernie wskoczył na Hemmings'a, który leżał na swoim łóżku z ręką przyłożoną do czoła. Chłopak jęknął, ponieważ nie spodziewał się, że małemu coś odbije i będzie chciał na niego skoczyć. Zaśmiałam się cicho.
- To aż takie zabawne?- zapytał spoglądając w moją stronę. Kiwnęłam głową i sama położyłam się na swoim łóżku. Nie byłam zmęczona, ponieważ przespałam prawie dziesięć godzin naszego lotu. Chciałam po prostu poleżeć i trochę pomyśleć. Pomyśleć o Ben'ie, o mnie, o nas. Nie widziałam dla nas już jakiejkolwiek przyszłości. Może i go darzyłam jakimś uczuciem, ale nie pozwolę, żeby mój chłopak podniósł na mnie rękę. A tym bardziej mnie wyzywał od szmat. Mam swój honor i nie miałam zamiaru mieć z nim więcej do czynienia. Pijany czy trzeźwy bez różnicy, jeżeli by mu na mnie zależało, nie skrzywdziłby mnie.- Scott, posuń się- do moich uszu dotarł szept (oczywiście taki, który ja mogłam usłyszeć). Otworzyłam oczy i ujrzałam stojącego nade mną blondyna.
- Z jakiej racji?- spytałam zirytowana faktem, że musiałam otworzyć oczy. Chłopak przewrócił oczami i sam mnie przesunął na drugi koniec łóżka.- co ty do cholery wyprawiasz?!- krzyknęłam na niego szeptem.
- Ernie zasnął i zajął całe moje łóżko, więc muszę się gdzieś położyć- wzruszył ramionami. Zdenerwowałam się na niego i popchnęłam go tak, że z hukiem spadł na podłogę. Jego zszokowana mina mówiła wszystko.
- Nigdy więcej nie właź do mojego łóżka bez zaproszenia.- uśmiechnęłam się do niego sztucznie, po czym wstałam, wzięłam śpiącego brata na ręce i położyłam go do siebie.
- Śniadanie jest gotowe!- usłyszałam krzyk mamy za drzwiami. Przykryłam bruneta i ucałowałam jego czoło. Nie miałam serca go budzić. Postanowiłam, że przyniosę mu później coś do jedzenia. Kiedy się wyprostowałam poczułam oddech na swojej szyi, który należał do Hemmings'a.
- Jestem pewien, że niedługo dostanę te zaproszenie- powiedział mi do ucha. Jego dłonie chwyciły moją talię, a następnie zaczął nimi błądzić po moim brzuchu. Moje plecy stykały się z jego torsem, a przez moje ciało przeszły przyjemne dreszcze.
- Na pewno nie w tym życiu- rzuciłam zdejmując jego ręce z mojego ciała i szybko wyszłam z pokoju. Czułam, jak moja twarz przybiera czerwony kolor. Nie powiem, że nie podobał mi się jego dotyk...
Czekaj! Nie podobał mi się. Nie mógł mi się podobać! Jesteś idiotką, Clarie.
Skarciłam się w myślach. Kiedy już trochę ochłonęłam zeszłam na dół, do kuchni.
- Kto normalny robi śniadanie o szóstej rano?- zapytałam widząc stół wypełniony różnorakim jedzeniem. Zajęłam miejsce obok mamy. Wzięłam do ręki miskę, a następnie chwyciłam za płatki.
- My-  odpowiedziała Eva.
- Pytałam się kto normalny- przypomniałam nalewając do miski z płatkami mleka i zaczęłam jeść swój posiłek. Po chwili usłyszałam śmiech. Spojrzałam w stronę dźwięku. Śmiech należał do Elisabeth.
- Udała wam się córka- uśmiechnęła się szeroko do moich rodziców. Rozmawialiśmy na różne tematy, dopóki nie dołączył do nas Luke, który niestety zajął miejsce obok mnie. Miał na sobie czarną koszulkę bez rękawów, czarne rurki i pachniał żelem pod prysznic, który był swoją drogą miał bardzo ładny zapach. Nalałam sobie herbaty do kubka i przyłożyłam go do ust.
- Zobaczcie, jak oni uroczo razem wyglądają. Byliby śliczną parą- odezwała się Ela, zakrztusiłam się napojem, a Luke wypuścił z dłoni nóż, którym właśnie smarował kromkę chleba. Zaczęłam kaszleć, jak głupia i nie mogłam tego opanować. Jakoś chwilę później Hemmings ocknął się i zaczął mnie poklepywać po plecach.
- Mamo, nie wyobrażaj sobie zaraz Bóg wie czego.- westchnął zirytowany.
- Ja nic sobie nie wyobrażam- wzruszyła ramionami- stwierdzam fakty.- uśmiechnęła się i znów wszyscy wrócili do rozmowy.
Tak, to zdecydowanie będzie mój najgorszy wyjazd w życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz