poniedziałek, 26 stycznia 2015

17. Zabije gnoja!

- Idźcie się przebrać, bo zaraz wychodzimy- poinformował nas tata, który o dziwo był spokojniejszy niż zwykle. Czasami wydaję mi się, że przeprowadzka do LA unieszczęśliwiła go. Być może dlatego był dla mnie surowy, kiedy byliśmy w domu, chociaż on nigdy nie powiedział, że nasz obecny budynek zamieszkania jest jego domem. Ale kiedy zobaczyłam, jaki był w Londynie zrozumiałam, że jestem egoistką, ponieważ chciałam być szczęśliwa, bez względu na to czy moi bliscy będą cierpieć.
- Zabieraj stąd te gacie, Hemmings!- krzyknęłam do blondyna kiedy zobaczyłam na środku łazienki jego bokserki. Mieszkałam z nim od dwóch dni i już miałam go dość. Wszędzie było pełno jego rzeczy. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby były one jakoś ułożone i nie byłyby porozrzucane po całej łazience i sypialni. Nawet Ernest umiał utrzymać porządek w swojej szafce. Pozwalaliśmy mu samemu wybierać ubrania, ale czasem wybierał nieodpowiednie pod względem pogody, więc wtedy zazwyczaj ja go ubierałam.
Stałam oparta o umywalkę z założonymi rękoma na piersiach kiedy do środka leniwie wszedł Luke. Wziął swoją bieliznę i wrzucił do kosza na pranie.
- I o to było tyle krzyku?- uniósł brwi i przyglądał mi się. W pewnym momencie jego leniwy wyraz twarzy zmienił się. Zacisnął mocniej szczękę, a jego oczy lekko pociemniały. Szybkim krokiem pokonał odległość jaka nas dzieliła i chwycił moją twarz w dłonie. Byłam przerażona dlatego odsunęłam się od niego przełykając głośno ślinę.- skąd to masz?- jego wzrok mnie parzył. Nie potrafiłam mu patrzeć prosto w oczy.- pytam się skąd to masz, Clarie?!- podniósł głos, a ja się wzdrygnęłam. Spuściłam głowę w dół i zaczęłam przyglądać się jasnym kafelkom, którymi była wyłożona łazienka.
Podniósł rękę do góry, wiedziałam co chciał zrobić dlatego się skuliłam próbując uniknąć jego ciosu.

Luke's POV:
Myślałem, że miałem przywidzenia. Spojrzałem w stronę Brytyjki, aby znów ją trochę podenerwować, no wiesz, rzucić jakimś głupim tekstem, czy coś. Ale wtedy zobaczyłem niebiesko-fioletową plamę na jej policzku. Co prawda nie była gigantyczna, ale była. Przełknąłem ślinę i podszedłem do niej.
- Skąd to masz?- wycedziłem. Byłem na maska wkurwiony. Miałem przypuszczenia skąd jest ten siniak, ale nie chciałem w to wierzyć. Patrzyłem się w jej oczy, ale ona uciekała od mojego spojrzenia.- pytam się skąd to masz, Clarie?!- podniosłem głos. Starałem się trzymać nerwy na wodzy, ale mi to nie wychodziło.
Spuściła głowę. Westchnąłem bezradnie i podniosłem dłoń, aby przeczesać nią włosy. Zawsze tak robiłem kiedy się denerwowałem, ale to co zrobiła Scott mnie przeraziło. Ona się skuliła, chowając twarz w ramionach.
- Zabiję gnoja!- krzyknąłem zrzucając wszystkie kosmetyki z półki wiszącej pod lustrem. Nie wyobrażasz sobie, jak się czułem. Taka mała istotka, jaką jest Clarie Scott została uderzona przez swojego 'chłopaka'.
A co jeśli ją też pobił? Pierdolony, kutas.
W końcu na mnie spojrzała. Ale nigdy więcej nie chciałbym znów widzieć tego spojrzenia. Bała się mnie.
- Mówiłem ci, że on jest popierdolony, prawda?! Ale jasne, po co mnie słuchać! Lepiej się samemu przekonać, co nie?! Lepiej być naiwną! I jak się teraz z tym czujesz?! Jak się do kurwy czujesz w związku z damskim bokserem?!- krzyczałem na nią. Widziałem, że miała łzy w oczach. Widziałem, jak jej drży dolna warga. Widziałem, że było jej przykro. Widziałem, że była bliska dna. Rozumiesz to, widziałem. A i tak zadawałem jej jeszcze większy ból.- Ostrzegałem cię! Nie tylko ja, bo każdy z twojego otoczenia widział w nim pieprzonego psychopatę, tylko nie ty! Bo ty zawsze próbujesz znaleźć w kimś namiastkę dobra! Ale nie szukaj jej na siłę! Ponieważ nie każdy ma w sobie to pieprzone dobro! I to cię właśnie zgubiło.- nadal stała w tym samym miejscu, a łzy spływały po jej policzkach. Tak bardzo chciałem ją wziąć w ramiona, gładzić po głowie, pocałować ją w czoło i zapewnić, że już więcej nie pozwolę jej nikomu skrzywdzić. Pragnąłem tego, jak cholera. Jednak coś mnie powstrzymywało. Coś czego nie umiałem nazwać. To był mały głos w mojej głowie, który mówił, że powinna na drugi raz bardziej uważać.Ten głos mówił mi, że Clarie powinna swoje wycierpieć.
- Nie mogę uwierzyć, że myślałaś, że cię uderzę. Nie jestem jak on. Nie podnoszę ręki na niewinnych ludzi.- wyminąłem ją i udałem się do sypialni, aby wziąć jakieś suche ciuchy i pójść na dół się przebrać.
- Luke- w końcu się odezwała, ale nie chciałem jej słuchać. Nie pomagał mi w tym jej łamiący się głos, który sprawiał, że moje serce zaczęło bić mocniej, a wyrzuty sumienia zaczynały mnie zjadać od środka.- Luke, proszę...- szlochała podążając za mną. Udawałem, że mam ją gdzieś. Chwyciłem za potrzebne mi ubrania i szedłem w stronę drzwi. Poczułem jej kościste palce zaciskające się wokół mojego ramienia.- Luke...- błagała. Byłem nieugięty wyrwałem się z jej uścisku. Zanim opuściłem pokój powiedziała- potrzebuję cię- to wystarczyło, żeby mnie dobić.
- Powiedziałem ci kiedyś, że jeśli on cię kiedykolwiek skrzywdzi, masz do mnie nie przychodzić bo cię ostrzegałem, więc nie rób tego. Nie przychodź- rzuciłem i zamknąłem jej drzwi przed nosem. Nie miałem pojęcia co mi strzeliło do głowy. Usłyszałem, jak wybucha płaczem, ale byłem zbyt wielkim debilem, żeby do niej wrócić.

16. Sprawilem, ze jestes mokra

Przez całą noc nie mogłam usnąć. Kręciłam się to na prawy, to na lewy bok i tak w kółko. Liczyłam barany, myślałam o śmiesznych żartach moich przyjaciół. Myślałam dosłownie o wszystkim. Lecz po głowie chodziło mi tylko jedno zdanie  
'On powiedział, że cię znajdzie i że nie pozbędziesz się go tak łatwo ze swojego życia.'
Nie powiem, że się nie bałam, bo chyba oczywiste było, że byłam przerażona. Przed oczami miałam setki obrazów przedstawiające moment konfrontacji z Ben'em.
Pierwszy- wracam z Londynu, spotyka mnie na lotnisku, całuje w policzek i wita się z moimi rodzicami. Oznajmia im, że chce mnie gdzieś zabrać, na randkę, czy coś. Oni oczywiście niechętnie się zgadzają. Zachowuje się, jak gentlemen i odbiera ode mnie walizkę przy okazji splatając nasze dłonie. Pakuje moją walizkę do bagażnika, a następnie otwiera mi drzwiczki i pomaga wsiąść do auta. Kiedy podjeżdżamy pod jego domek letniskowy, pomaga mi wysiąść. Udaje miłego i kochanego, a następnie niespodziewanie zaczyna rzucać we mnie obraźliwymi epitetami, a następnie mnie uderza. Proszę go, żeby przestał, a on nic sobie z tego nie robi. Zaczyna bić mnie mocniej. Uderza pięściami w brzuch, twarz. Popycha mną. W końcu nie wytrzymuję i upadam. On nadal nie ma dość. Kopie mnie po całym ciele. Ma gdzieś moje błagania, aby przestał. Wpada w furie. Nawet nie obchodzi go to, że całe to zdarzenie dzieje się na zewnątrz. Oskarża mnie o zdradę nie przestając mnie bić. Aż w końcu tracę przytomność i nie czuję już jego silnych uderzeń.
Drugi- nagle w magiczny sposób pojawia się w Londynie. Mówi, że też przyjechał na wycieczkę, co jest totalnym kłamstwem. Proponuje mi spacer. Pełna obaw jednak się zgadzam. Idę przed nim. Niestety wywracam się przez wystającą gałąź. Próbuję się podnieść, ale nie jest mi to dane, ponieważ Ben rzuca się na mnie. Przykłada swoje ręce wokół mojej szyi i powoli zaciska palce, powodując, że zaczynam tracić oddech. Macham rękoma próbując go jakoś ze mnie zrzucić lub czymś go uderzyć. Chwytam coś ciężkiego w rękę i celuję w tył jego głowy. Udaje mi się. Brunet traci przytomność i opada obok mnie. Przerażona zachłannie łapię powietrze. Tak szybko, jak tylko mogę wstaję i zaczynam biec. Uciekam, może ze sto metrów i czuję silne dłonie na mojej talii, które przewracają mnie na ziemię. Rzecz jasna ich właścicielem jest nie kto inny, jak Ben. Znów bije mnie do nieprzytomności.
Trzeci- wracam z Londynu. Po odświeżeniu się i rozpakowaniu zawartości walizki idę się spotkać z Niall'em. Pukam lecz nikt mi nie otwiera. Po trzech minutach postanawiam wejść do środka. Wołam przyjaciela, ale ten nie odpowiada co mnie dziwi, ponieważ on nigdy nie zostawia otwartych drzwi kiedy wychodzi. Szybko wbiegam do jego pokoju. Otwieram drzwi i zaczynam krzyczeć. Widzę go leżącego na podłodze w kałuży krwi. Jestem pewna, że to on choć ma zmasakrowaną twarz. Poznaję go po naszyjniku, który mu podarowałam kiedy minęły trzy lata od naszej przyjaźni. Zaczynam histeryzować. Klęczę obok niego i zaczynam potrząsać jego ciałem w zamiarze wybudzenia go. Jestem w szoku. Mam jakąś cholerną nadzieję, że to jakiś głupi żart. Wyciągam telefon i dzwonię na pogotowie. Zanim przyjeżdżają jeszcze kilka razy próbuję go obudzić. W końcu moją uwagę przykuwa mała, biała karteczka, która była w jego dłoni. Ze łzami w oczach wyciągam ją z zimnej dłoni przyjaciela. Rozwijam i czytam jej zawartość. To co widzę powoduje u mnie jeszcze większą panikę. Myślę, że to cholerny żart. Przyjeżdża pogotowie i oznajmia mi, że blondyn nie żyje. Wpadam w szał, a w mojej głowie jest nadal napis z kartki.
'Jesteś następna, kotku.'

Przerażona własnymi myślami wstałam ostrożnie z łóżka, aby nie obudzić braciszka. Wyszłam po cichu z sypialni i udałam się na dół w celu napicia się kawy. Całe szczęście, że salon nie był połączony z kuchnią, bo obudziłabym rodziców. Zamknęłam drzwi i wstawiłam wodę. Nienawidziłam kawy, ale często kiedy zarywałam nocki je piłam.
Zalałam wrzątkiem zawartość kubka i usiadłam przy stole. Wpatrywałam się w unoszącą się nad kubkiem parą i zaczęłam znowu rozmyślać. Nigdy bym się nie spodziewała, że będę bać się własnego chłopaka. To było chore. Nasz związek nie miał szans. Może mu tego nie napisałam, ale to chyba było oczywiste, że nie będę miała nic wspólnego z osobą, która podniosła na mnie rękę.
'...nie pozbędziesz się go tak łatwo ze swojego życia.' przypominał mi upierdliwy głos, zwany sumieniem.
Tego właśnie się obawiałam, że faktycznie nie uda mi się go pozbyć z mojego życia.
- Nie śpisz już?- do moich uszu dotarł zachrypnięty głos, który należał do Luke'a.
- Jak widać- siedziałam do niego tyłem. Wyobrażałam sobie, jak przejeżdża dłonią po włosach. Usiadł naprzeciwko mnie z kubkiem w ręce, nad którym unosiła się para.
- Coś się stało?- spojrzał mi w oczy. Nie powiem, że było mi łatwo patrzeć w jego, skoro chłopak był tylko w spodenkach. Mój wzrok spoczął na jego torsie. Może nie był nie wiadomo, jak wyrzeźbiony, ale był idealny. Chłopak się zaśmiał, a ja dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że podziwiam jego ciało zbyt długo. Moją twarz oblał rumieniec.- jeżeli chcesz to możesz zrobić zdjęcie- nabijał się.
- Zamknij się, Hemmings- zawstydzona zrobiłam łyka kawy.- czemu nie śpisz?- spojrzałam na niego, kiedy już trochę ochłonęłam i tym razem patrzyłam mu prosto w oczy.
- Jakoś wolałem już od szóstej rano ci umilać dzień- uśmiechnął się sztucznie.- patrzenie, jak się wkurzasz jest lepsze od spania do dwunastej.- więc brawo, udało mu się osiągnąć swój cel.
- Jesteś idiotą.
- Powiedz mi coś czego nie wiem, kochanie- powiedział akcentując ostatnie słowo. Wiedział, że to działało na mnie, jak płachta na byka.
- Dobrze, że o tym wiesz, słonko- odpowiedziałam podobnie, jak on akcentując ostatnie słowo. Uśmiechnął się szeroko i popatrzył na coś co było za mną. Podążyłam za jego wzrokiem i zobaczyłam moją mamę, która się do nas uśmiechała.
- Cześć- przywitała się z nami i zaczęła wyciągać produkty, z których później zrobiła dla wszystkich śniadanie.- nie chciałam wam przeszkadzać, ale nie mogłam spać- wyjaśniła.
- Rozumiemy, my sami też nie mogliśmy spać- dodał Hemmings.
- Oh rozumiem, ale proszę was... z wami mieszka Ernie i nie chcę, żebyście przy nim uprawiali seks. Szczerze, to nie chcę żebyście w ogóle uprawiali seks.- oznajmiła robiąc nadal jedzenie. Moja twarz była cała czerwona ze wstydu. A blondyn miał ubaw w najlepsze.
Jak ona może myśleć, że ja z Luke'iem uprawiam seks? Nie wierzę.
- Przepraszamy, pani Evo. Obiecujemy, że już nie będziemy. Prawda, kochanie?- miałam ochotę rzucić się na niego i go udusić. Albo lepiej oderwałabym mu głowę i powiesiła nad kominkiem. Oczywiście nie w moim domu, bo widziałabym tą pajacowatą mordę, ale gdzieś u jakiegoś myśliwego, czemu nie. On w ogóle wiedział co wyprawiał?! Co za bez mózg, idiota, kretyn, debil, frajer, zasrany tępak...- Clarie?- sprowadził mnie na ziemię swoim 'zatroskanym' głosem.
- Oczywiście- wycedziłam przez zęby siląc się na sztuczny uśmiech. Wstałam i umyłam po sobie kubek, a następnie udałam się na górę. Odświeżyłam się i wróciłam na parter. Nikogo nie było w domku. Wyszłam więc na zewnątrz. Rodzice i państwo Hemmings siedzieli przy wielkim ogrodowym stole wypełnionym po brzegi różnym jedzeniem. Zajęłam jedno z wolnych krzeseł.
- Gdzie Ernie?- zmarszczyłam brwi i zaczęłam wzrokiem go szukać. Tata właśnie chciał mu odpowiedzieć, kiedy usłyszeliśmy bruneta.
- Clarie, zobacz co znalazłem!- krzyknął uradowany wołając mnie do siebie. Był w samych kąpielówkach, czemu się nie dziwiłam, bo tego dnia było dużo cieplej niż poprzedniego. Podeszłam do brata, przed którym stał spory krzak. Nie podejrzewałam, że coś tam może być. Kiedy byłam zaledwie parę kroków od małego poczułam jak coś zimnego uderza w moje ciało. Pisnęłam przerażona, a gdy byłam cała mokra spojrzałam w stronę, z której zimna woda zaatakowała moje ciało. To było do przewidzenia. Uśmiechnięty Luke trzymał w dłoniach węża ogrodowego. Jak tylko zorientowałam się, że znów chce wycelować strumieniem wody we mnie, zaczęłam z piskiem uciekać. Nie trwało to długo, bo poślizgnęłam się na błocie, które zrobili chlapiąc się wcześniej. Chłopak nie zauważył jednak, że upadłam i biegł dalej gorączkowo się rozglądając na wszystkie strony. Korzystając z sytuacji złapałam go za nogę powodując, że jego tyłek spotkał się z ziemią. Zaczęłam się śmiać i wyrwałam mu węża z ręki kierując go prosto w jego twarz.
- To za akcję z moją mamą- poinformowałam znów nakierowując strumień wody w jego twarz. Zaczął się wierzgać, ale usiadłam na jego brzuchu, więc nie miał szans, żeby się wydostać.- to za to, że zawracasz się do mnie 'kochanie'- znów woda- i na końcu za to, że w ogóle miałeś czelność mnie oblać wodą- znów dostał zimnym strumieniem w twarz. Zaczął mnie łaskotać, więc zrzucił mnie ze swojego brzucha.
- Ernie masz wąż- krzyknął blondyn, kiedy zabrał ode mnie szlauf. Podniosłam się i zaczęłam znów uciekać. Uwierz, że udałoby mi się, gdyby ten idiota Hemmings nie złapał mnie i nie podniósł do góry. Zaczęłam piszczeć kiedy ponownie zimna woda zetknęła się z moją skórą. Zaczęłam się wierzgać, a Luke nadal trzymał mnie uniesioną. Nagle woda przestała lecieć. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Corbin'a, który zakręcił źródło nowej zabawki Ernesta, szybko wyrwałam się z uścisku Luke i schowałam się za tym dużym krzakiem. Usłyszałam, że woda zaczęła lecieć. Poczułam silne dłonie na talii. Obróciłam się i zobaczyłam szeroko uśmiechniętego blondyna. Wyglądał cholernie seksownie w mokrym podkoszulku i z opadającymi kosmykami włosów na czoło.
- Sprawiłem, że jesteś mokra, Scott- uśmiechnął się figlarnie i oblizał wargę. Nieświadomie mój wzrok zatrzymał się na jego ustach, na których był czarny kolczyk.
- Nie pochlebiaj sobie, Hemmings- wydusiłam. Serce zaczęło mi bić mocniej, kiedy jego twarz zaczęła zbliżać się do mojej. Dzieliły nas tylko milimetry. Wystarczyłby jeden ruch. Poczułam przyjemne uczucie w podbrzuszu, którego nie umiałam wyjaśnić. Kiedy już zdecydował się zrobić ten jeden ruch, nagle coś go odrzuciło. Dosłownie.

Luke's POV:
Clarie wyglądała cudownie, kiedy była mokra. Jej luźna bluzka idealnie przylegała do jej ciała, ukazując jej figurę w całej okazałości. Chciałem ją pocałować. Tak cholernie mocno, chciałem ją pocałować. Nie umiałem wyjaśnić tego, jak w moim podbrzuszu poczułem przyjemne mrowienie. Boże, zachowuję się jak jakaś pizda.   
Wystarczyłby jeden ruch, a nasze wargi połączyłyby się w najlepszym pocałunku, jaki do tej pory by przeżyła. Jeden ruch. Właśnie miałem go zrobić, kiedy coś mnie odrzuciło. Dosłownie. Poczułem zimny strumień wody uderzający w moją lewą stronę twarzy. Trwało to może pół minuty, kiedy wszystko znów wróciło do normy. Spojrzałem w stronę źródła mojego odrzucenia. Ernest stał trzymając w rękach wąż. Widać było, że był wkurzony i to chyba... na mnie? Wróciłem wzrokiem do Clarie, która stała zszokowana. Jej oczy były wielkie jak piłki pink-pongowe, a usta były zakryte dłońmi. Znów spojrzałem na małego Scott'a.
- Nie całuj mojej siostry!- krzyknął do mnie i podszedł do Clarie. Chwycił ją za rękę i zabrał ją ode mnie.

15. on powiedzial, ze cie znajdzie i ze sie go nie pozbedziesz tak latwo ze swojego zycia.

- W końcu!- krzyknęła uradowana mama. Wybieraliśmy się na 'zwiedzanie' Londynu. Oczywiście, dla mnie to nie była żadna wycieczka, czy coś, więc specjalnie brałam prysznic przez około półtorej godziny, byleby tylko przedłużyć nasze wyjście. Kiedy zeszłam na dół zastałam wszystkich już przygotowanych. Mężczyźni i Luke wyszli na zewnątrz, a Ela z moją mamą  i Ernestem czekali na mnie w korytarzu. Posłałam im blady uśmiech i wyszłam z domku, łapiąc za rączkę braciszka. Rodzicom i państwom Hemmings zachciało się przejść na przystanek autobusowy i udać się tym transportem do centrum stolicy. Naprawdę nie rozumiałam po co im były te samochody, skoro chcieli się wozić wypełnionymi po brzegi autobusami z niezbyt miłymi, zazwyczaj grubymi i brzydko pachnącymi ludźmi. Wolałam już jechać metrem. Byłoby szybciej i być może znaleźlibyśmy wolne miejsca. A tak? Musieliśmy stać.
Dziękuję wam, kochani rodzice.
Kiedy w końcu autokar zatrzymał się na naszym przystanku, wybiegłam z niego, jak poparzona przez co się potknęłam i wylądowałam kolanami na betonie. Tak... wspominałam już, że jestem okropną niezdarą? Nie? To już wiesz.
Ludzie wysiadający z autobusu w ogóle nie zwrócili na mnie uwagi. Zaczęli mnie zwinnie omijać, jakby coś takiego było codziennością. Może i było, ale nie w moim świecie. Dopiero po dłuższej chwili, jakiś starszy pan pomógł mi się podnieść. Zapytał czy wszystko dobrze, odpowiedziałam mu, że tak, po prostu jestem zwykłą gapą. Mężczyzna się zaśmiał, a ja mu podziękowałam i uśmiechnęłam się do niego ciepło, co odwzajemnił. Od razu zrobiło mi się lepiej na duszy i nie chciało mi się już tak rzucać obelgami w stronę Brytyjczyków. Dobra, bądźmy szczerzy... większość z ludzi mieszkających w UK, nie są rodzonymi Brytyjczykami, ale chodzi mi ogólnie o mieszkańców Anglii.
- Clarie czemu leci ci krew?- spytał przerażony Ernest, który wysiadając z autokaru spojrzał na moje kolana. Również na nie spojrzałam. Faktycznie, lekko krwawiłam.
- Clarie słonko, co się stało?- Ela, która wysiadła zaraz po moim bracie wzięła go za rączkę i podeszła do mnie. Poczułam się, jak małe dziecko, które się przewróciło na rowerze. Jej troska była moim zdaniem trochę przesadzona. Nie lubiłam, kiedy ktoś się o mnie troszczył. Moi rodzice to wiedzą, więc kiedy mnie zobaczyli tylko pokręcili z politowaniem głowami. Oboje dobrze wiedzieli, że jestem niezdarą, więc coś takiego ich już nawet nie ruszało, tak samo, jak mnie.
- Wszystko jest w porządku, naprawdę.- wyjaśniłam blondynce.
- Mam nawilżane chusteczki, spróbujesz to trochę przemyć- zaczęła ich szukać w torebce. Oczywiście nie było to łatwe, bo jej torebka była ogromna, a znalezienie tych zakichanych chusteczek, to jak szukanie igły w stogu siana.
- Nie trzeba, jak już mówiłam jest w porządku.- mówiłam miło. Denerwowało mnie jej zachowanie. Może mnie weźmiesz za dziwną, ale taki jest właśnie mój charakter. W końcu znalazła to czego szukała i wręczyła mi pudełeczko do rąk. Powiedziałam jej, żeby dołączyła do reszty, ja sobie ze wszystkim poradzę. Niechętnie przystała na moją propozycję i udała się do moich rodziców i jej męża. Usiadłam pod jakimś sklepem na asfalcie i zaczęłam oczyszczać nieco rany.
- Wiedziałem, że jesteś siermięgą, ale że aż taką- usłyszałam. Podniosłam głowę i zobaczyłam przede mną uśmiechniętego Luke'a, a obok niego mojego braciszka. Oboje mieli ręce w przednich kieszeniach spodni. Byłam pewna, że Ernie starał się być jak Luke, więc praktycznie naśladował każdy jego gest.
- Wiedziałam, że jesteś irytującym idiotą, ale że aż takim- odpowiedziałam podnosząc się na nogi. Nadal pamiętałam o dzisiejszym wydarzeniu zanim zeszliśmy na śniadanie, przez co czułam do niego złość. Wyrzuciłam zużyte chusteczki do kosza i wyciągnęłam rękę w stronę braciszka. Zdziwiło mnie to, że nie chciał mi dać swojej.- Coś ty zrobił z moim bratem?- byłam już lekko podkurzona. Hemmings był coraz gorszy. Dobra w sumie nie wiem co mnie w nim tak bardzo irytowało, ale miał w sobie coś takiego, że po prostu nie mogłam z nim normalnie porozmawiać.
- Może po prostu zrozumiał....
- Nawet nie kończ- warknęłam.- Ernest proszę cię, daj mi rękę, bo inaczej ktoś cię stąd zabierze. Chyba nie chcesz, żeby jakaś pani mi ciebie ukradła, prawda?- brunet jeszcze przez chwilę się zastanawiał i chwycił moją dłoń.- Nigdy więcej, nie obracaj przeciwko mnie osoby, którą kocham najbardziej na świecie. - szepnęłam w nadziei, że blondyn mnie nie usłyszał.

Luke's POV:
- Nigdy więcej, nie obracaj przeciwko mnie osoby, którą kocham najbardziej na świecie.- szepnęła. Chyba myślała, że tego nie usłyszę. Zrobiło mi się głupio. To nie było tak, że obracałem Ernie'go przeciwko Clarie. Mały najzwyczajniej w świecie starał się zachowywać jak ja, co nie powiem pochlebiało mi. Nawet jeżeli byłem wzorem dla trzylatka. Pewnie myślisz, że jestem okropny, ponieważ nabijam się ze Scott. Dobrze wiedziałem ile kosztowało ją wrócenie do Londynu. Kiedyś rozmawiałem na ten temat z Niall'em, który okazał się w porządku. Uwierz mi, że widok zdenerwowanej Clarie był dla mnie ulubionym widokiem. Jej twarz stawała się czerwona, usta zaciskały się w wąską linię lub przygryzała dolną wargę, ale to już zależało, od tego jak bardzo się denerwowała. Lubiłem, jak mi odpyskowywała. Oczywiście nie zapomniałem o układzie, który już przegrałem przez zasranego Ben'a, ale to nie znaczy, że Clar w ogóle mnie nie pociągała. Może nie była najpiękniejszą istotą na świecie, jej uroda była przeciętna. Nie mówię, że była brzydka, czy coś... Kurde, dobrze wiesz o co mi chodzi.
- Czemu tam stoi wielki niebieski kogut?- Ernest się nieco skrzywił, co mnie lekko rozśmieszyło. Mały Scott był mistrzem w robieniu cudownych min.
Wydaję mi się, że robią te miny razem z Clarie, kiedy się wygłupiają.
Scott wzruszyła ramionami i ustawiła się do zdjęcia razem ze swoją rodzinką, następnie ja zrobiłem to samo ze swoją. Wszystko było dobrze, dopóki nie odezwała się moja przeklęta mama.
- Może niech Clarie z Luke'iem ustawią się razem?- zaproponowała. Denerwowało mnie to, że chciała nas na siłę zeswatać. Gdyby tylko wiedziała, że ona jest moim zakładem, udusiłaby zpoćwiartowała moje ciało, spaliła w kominku, a następnie zakopałaby mnie gdzieś w lesie... na innym kontynencie. Po krótkich sprzeciwach ustawiliśmy się do tego zakichanego zdjęcia. Tak szybko,jak je zrobiła tak szybko odsunęliśmy się od siebie. Ciągle w głowie miałem poranną scenę. Oczywiście, że Scott zaprzeczyła, że pójdzie ze mną do łóżka. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że tego właśnie chcemy.

Clarie's POV:
Wróciliśmy do domu około dziewiątej wieczorem, ponieważ Ernie był już bardzo śpiący. Właśnie szłam do łazienki kiedy zobaczyłam, że Hemmings ma takie same zamiary rzuciłam się biegiem w stronę drzwi.
- Co ty wyprawiasz, Scott?- zirytowany przejechał ręką po swoich postawionych włosach. Widać było, że jego humor znacznie się zepsuł. Być może to przez to zdjęcie? Bo odkąd je zrobiliśmy trzymał do mnie dystans. Nie powiem, że mi to przeszkadzało, ale to było dziwne uczucie.
- Zajmuję łazienkę- wzruszyłam ramionami próbując zamknąć drzwi, ale jego ręka mnie powstrzymała.- czego chcesz?
- Szedłem do niej pierwszy, więc ja najpierw wezmę prysznic.- patrzył prosto w moje oczy, co mnie cholernie peszyło, ale nie mogłam dać mu tej satysfakcji i spuścić wzrok.
- Przykro mi, ale dziewczyny mają pierwszeństwo plus młodszym się ustępuje.- uśmiechnęłam się do niego słodko i zamrugałam szybko powiekami.
- Od kiedy ustępuje się młodszym?- zadrwił- Co ty chrzanisz?
- Przykro mi, ale nie mam czasu na pogaduchy, bo rodzice zużyją zaraz wszystką ciepłą wodę- szybko zatrzasnęłam mu drzwi i przekręciłam kluczyk.
- Jak to?! Otwieraj to Scott!- uderzył w drzwi.
- Zamknij się, Hemmings, bo obudzisz Ernesta, a tego być nie chciał- upomniałam go krzycząc przez drewnianą płytę.
- W takim razie mi otwórz.
- Zapomnij- powiedziałam ściągając bluzkę i spodenki.
- Jesteś już naga?- ściszył swój głos. Poczułam, jak moja twarz oblewa się ogromnym rumieńcem. Całe szczęście nie widział tego. Boże, on nie miał żadnych zahamowań. Mimo, że się speszyłam postanowiłam trochę się na nim odegrać.
- Nie geniuszu, biorę prysznic w worku na śmieci.
- Czyli jesteś naga- stwierdził. Zapanowała chwila ciszy, po której dodał- możesz być pewna, że długo tak nie pociągnę i prędzej czy później wylądujemy razem w łóżku.- oznajmił, jak gdyby nigdy nic, a mnie zatkało.

***

- Mike, jeszcze nie teraz... nie wiem... taa, wszystko okej... daj spokój mam jeszcze tydzień... tak, dam radę... okej... okej... trzymaj się- usłyszałam kiedy miałam wyjść z łazienki. Jak byłam już pewna, że blondyn skończył konwersacje weszłam do pokoju.- dłużej się nie dało?- był wkurzony... znowu. Nie nadążałam za jego humorkami. Były przytłaczające i zgubne. Zawsze kiedy myślałam, że go rozgryzłam okazywało się, że jest on trudnym człowiekiem. Nie powiem, intrygował mnie i to bardzo. Uwielbiałam patrzyć w jego błękitne, jak ocean oczy i na ten jego śliczny uśmiech upiększony dołeczkiem w prawym policzku. Do tego jeszcze jego kolczyk w wardze....
Przestań, kretynko.
Postanowiłam włączyć telefon. Oczywiście miałam od groma wiadomości i nieodebranych połączeń od Ben'a, który u mnie był już skreślony. Miałam dodatkowe trzy sms'y od Niall'a. Bez zastanowienia zadzwoniłam do niego. Odebrał już po trzech sygnałach.
- Clarie, gdzie ty do cholery jesteś?- jego głos był inny, coś go trapiło. Bałam się o niego.
- Błagam tylko nie mów nikomu. Dosłownie nikomu.
- Oczywiście.- opowiedziałam mu dlaczego tu jestem.- Ben był u mnie- zamarłam kiedy te słowa padły z jego ust.
- Czy coś ci zrobił?- myślałam, że się rozpłaczę. Miałam przed oczami pobitego przyjaciela. Siniaki ozdabiające jego twarz, rozcięta warga, połamane żebra, spuchnięte oko.
- Nie- dodał po chwili. Wiedziałam, że kłamał.
- Jesteś w domu?- głos zaczął mi się łamać.
- Tak. Clarie, on powiedział, że cię znajdzie i że nie pozbędziesz się go tak łatwo ze swojego życia.

14. Nastepnym razem nie wlaz do mojego lozka bez zaproszenia

- Chcę siedzieć obok Luke'a i Clarie- oświadczył uradowany Ernest. Chyba tylko ja nie byłam zadowolona z tego, że Hemmings z nami leci. To nie tak, że go nie lubię, czy coś. Po prostu on był pierwszą osobą, która mnie ostrzegała przed Ben'em, a na dodatek  nasze w miarę przyjacielskie stosunki zmieniły się w wyzwiska, kłótnie i chęć bycia lepszym od siebie.
Wsiedliśmy do samolotu. Siedzenie, które miałam zajęte okazały się być potrójne, wiec chyba oczywiste było to, że siedziałam razem z młodym Hemmings'em i Ernie'm. Mały siedział na środku, na całe szczęście. Przez pierwsze pół godziny wygłupiali się i rozmawiali o jakiś samochodach. Zaskoczyło mnie to, jak dobrze Luke dogadywał się z moim młodszym bratem. Nasi rodzice siedzieli jakieś trzy rzędy dalej, więc na całe szczęście nie za bardzo zwracali na nas uwagi.
- A ty, Clarie?- pytał się Ernest, który ciągnął mnie za rękę.
- Hmm? Przepraszam, mały.  Zamyśliłam się.- przyznałam.
- Co, już tęsknisz za swoim pożal się Boże chłopaczkiem?- zadrwił blondyn.
Oho, zaczyna się.
- Nawet jeżeli to co ci do tego?- rzuciłam ostro. Zawsze starałam się być miła dla ludzi, ponieważ nie chciałam ranic ich uczuć, ale dla niego nie potrafiłam być miła. Jego charakter był nieznośny.
- Nie mogę uwierzyć, że ty naprawdę coś czujesz do tego bezmózga.- przewrócił oczami.
- To nie jest twoja sprawa, Hemmings. W ogóle co ty tu robisz? Lecisz a rodzinne wakacje? Ty? Taka super gwiazda szkoły, w której podkochuje się co druga uczennica naszego liceum? Co twoi kumple o tobie pomyślą?- denerwowało mnie to wszystko. Tutaj niby taki kochany, troskliwy, dobrze wychowany, a jak tylko znika z pola widzenia swoich rodziców to pokazuje na co go stać.
- A ty co tu robisz, Scott? Lecisz na rodzinne wakacje? Twój chłoptaś o tym wie? No oczywiście, że nie, bo przecież weźmie cię  za gówniarę, którą tak naprawdę jesteś. Myślisz, że on cię kocha? Znam go na tyle długo, żeby spokojnie stwierdzić, że jesteś dla niego zabawką, rzuci cię prędzej niż się tego spodziewasz.- okej, jego słowa mnie zabolały. Ben mnie kocha. Jestem tego pewna. A co jeżeli on ma rację? Jeżeli jestem dla niego tylko zabawką? Nie odzywałam się do niego, dopóki nie wylądowaliśmy, co nie było trudne, bo przespałam prawie cały lot, nie licząc pierwszych dwóch godzin. Pojechaliśmy wypożyczonymi samochodami do wynajętego na czas naszego pobytu domku. Był wykonany z drewna i miał tylko trzy pokoje. Tak, trzy. Oznaczało to, że będę dzieliła swój pokój z Luke'iem oraz Ernie'm.  Po prostu cudownie. Oczywiście, mój brat nie był dla mnie problemem.  Najbardziej zdziwiło mnie to, że mój tato nie miał nic przeciwko, żebym dzieliła sypialnie z chłopakiem. Wydaję mi się, że miał do niego zaufanie.  Przyznam szczerze, że ja jako rodzic nigdy bym nie pozwoliła, żeby moja córka miała pokój z jakimś nastolatkiem. A może on zauważył, że stosunkowo często się kłóciliśmy, więc stwierdził, że do niczego między nami nie dojdzie? Pokój nie był zbyt duży. Zmieściły się tam dwa pojedyncze łóżka. Wiedziałam, że tak będzie, bo Ernest nie potrafił zasnąć sam w nie swoim łóżku, więc musiał spać ze mną. Po prawej stronie była duża kremowa szafa, a po lewej były drzwi do łazienki. Westchnęłam i zaczęłam przepakowywać rzeczy z walizki do półek w szafie. Kiedy wypakowałam wszystkie swoje ubrania, zajęłam się walizką Ernesta. Czasem naprawdę czuję się, jakbym to ja była jego mamą. Praktycznie cały swój czas spędza ze mną, a nie z naszą rodzicielką. Nie winie jej o nic, tylko czasem mnie to denerwuje, bo mały powinien mieć przy sobie rodziców.
Do pokoju wparował Luke wraz ze swoją walizką i Ernestem, który zaczął skakać po łóżku.
- Ernest, zejdź, bo zrobisz sobie krzywdę- upomniałam braciszka. Widzisz? Jak matka. Brunet na moje słowa przestał skakać i usiadł na łóżku. Zaczął bawić się samochodem, który miał w kieszeni spodni. Był bardzo nadpobudliwy, prawdopodobnie napił się gazowanego napoju. Mój brat był jednym z tych osób, które nie lubią czekolady. W ogóle nie rozumiałam tego małego brzdąca, bądźmy szczerzy czekolada jest przepyszna. Pokręciłam głową kiedy Ernie wskoczył na Hemmings'a, który leżał na swoim łóżku z ręką przyłożoną do czoła. Chłopak jęknął, ponieważ nie spodziewał się, że małemu coś odbije i będzie chciał na niego skoczyć. Zaśmiałam się cicho.
- To aż takie zabawne?- zapytał spoglądając w moją stronę. Kiwnęłam głową i sama położyłam się na swoim łóżku. Nie byłam zmęczona, ponieważ przespałam prawie dziesięć godzin naszego lotu. Chciałam po prostu poleżeć i trochę pomyśleć. Pomyśleć o Ben'ie, o mnie, o nas. Nie widziałam dla nas już jakiejkolwiek przyszłości. Może i go darzyłam jakimś uczuciem, ale nie pozwolę, żeby mój chłopak podniósł na mnie rękę. A tym bardziej mnie wyzywał od szmat. Mam swój honor i nie miałam zamiaru mieć z nim więcej do czynienia. Pijany czy trzeźwy bez różnicy, jeżeli by mu na mnie zależało, nie skrzywdziłby mnie.- Scott, posuń się- do moich uszu dotarł szept (oczywiście taki, który ja mogłam usłyszeć). Otworzyłam oczy i ujrzałam stojącego nade mną blondyna.
- Z jakiej racji?- spytałam zirytowana faktem, że musiałam otworzyć oczy. Chłopak przewrócił oczami i sam mnie przesunął na drugi koniec łóżka.- co ty do cholery wyprawiasz?!- krzyknęłam na niego szeptem.
- Ernie zasnął i zajął całe moje łóżko, więc muszę się gdzieś położyć- wzruszył ramionami. Zdenerwowałam się na niego i popchnęłam go tak, że z hukiem spadł na podłogę. Jego zszokowana mina mówiła wszystko.
- Nigdy więcej nie właź do mojego łóżka bez zaproszenia.- uśmiechnęłam się do niego sztucznie, po czym wstałam, wzięłam śpiącego brata na ręce i położyłam go do siebie.
- Śniadanie jest gotowe!- usłyszałam krzyk mamy za drzwiami. Przykryłam bruneta i ucałowałam jego czoło. Nie miałam serca go budzić. Postanowiłam, że przyniosę mu później coś do jedzenia. Kiedy się wyprostowałam poczułam oddech na swojej szyi, który należał do Hemmings'a.
- Jestem pewien, że niedługo dostanę te zaproszenie- powiedział mi do ucha. Jego dłonie chwyciły moją talię, a następnie zaczął nimi błądzić po moim brzuchu. Moje plecy stykały się z jego torsem, a przez moje ciało przeszły przyjemne dreszcze.
- Na pewno nie w tym życiu- rzuciłam zdejmując jego ręce z mojego ciała i szybko wyszłam z pokoju. Czułam, jak moja twarz przybiera czerwony kolor. Nie powiem, że nie podobał mi się jego dotyk...
Czekaj! Nie podobał mi się. Nie mógł mi się podobać! Jesteś idiotką, Clarie.
Skarciłam się w myślach. Kiedy już trochę ochłonęłam zeszłam na dół, do kuchni.
- Kto normalny robi śniadanie o szóstej rano?- zapytałam widząc stół wypełniony różnorakim jedzeniem. Zajęłam miejsce obok mamy. Wzięłam do ręki miskę, a następnie chwyciłam za płatki.
- My-  odpowiedziała Eva.
- Pytałam się kto normalny- przypomniałam nalewając do miski z płatkami mleka i zaczęłam jeść swój posiłek. Po chwili usłyszałam śmiech. Spojrzałam w stronę dźwięku. Śmiech należał do Elisabeth.
- Udała wam się córka- uśmiechnęła się szeroko do moich rodziców. Rozmawialiśmy na różne tematy, dopóki nie dołączył do nas Luke, który niestety zajął miejsce obok mnie. Miał na sobie czarną koszulkę bez rękawów, czarne rurki i pachniał żelem pod prysznic, który był swoją drogą miał bardzo ładny zapach. Nalałam sobie herbaty do kubka i przyłożyłam go do ust.
- Zobaczcie, jak oni uroczo razem wyglądają. Byliby śliczną parą- odezwała się Ela, zakrztusiłam się napojem, a Luke wypuścił z dłoni nóż, którym właśnie smarował kromkę chleba. Zaczęłam kaszleć, jak głupia i nie mogłam tego opanować. Jakoś chwilę później Hemmings ocknął się i zaczął mnie poklepywać po plecach.
- Mamo, nie wyobrażaj sobie zaraz Bóg wie czego.- westchnął zirytowany.
- Ja nic sobie nie wyobrażam- wzruszyła ramionami- stwierdzam fakty.- uśmiechnęła się i znów wszyscy wrócili do rozmowy.
Tak, to zdecydowanie będzie mój najgorszy wyjazd w życiu.

13. To sa chyba jakies jaja

Upokorzenie. To chyba najodpowiedniejsze słowo określające moje uczucia. Nie mogłam uwierzyć, że wszyscy dookoła ostrzegali mnie przed Ben'em, a ja głupia go broniłam. Byłam w niego zapatrzona, jak w obrazek. Imponował mi, bo był ode mnie dużo starszy. Chyba wydawało mi się, że w pewnym stopniu byłam wyjątkowa, w końcu nie na każdą szesnastolatkę uwagę zwróci dwudziestojednoletni facet. Wierzyłam w każde jego miłe słowo, które było skierowane do mojej osoby. Byłam pewna, że to wszystko przez alkohol. Jakby był trzeźwy w życiu nie zrobiłby czegoś takiego.
Jesteś tylko zwykłą głuchą, głupią, nic nie wartą szmatą.
Jego słowa krążyły po mojej głowie, przywołując ogromny ból. Byłam dla niego tylko zwykłą, głuchą, nic nie wartą szmatą. Byłam szmatą dla własnego chłopaka. Czy może być coś gorszego? Rozumiem jeżeli bym się z kimś puściła, czy coś, ale ja naprawdę nic nie zrobiłam. Więc jaki był powód wyzywania mnie od najgorszych?
Wróciłam do domu cała zapłakana. Na całe szczęście nie spotkałam po drodze rodziców. Zauważyłam, że w łazience na górze paliło się światło, więc któreś z nich, albo Ernest musiało się myć. Starałam się opanować. Całe ciało drżało niczym galareta, a prawa storna mojego policzka była czerwona. Zawsze kiedy coś mi się stało ślad pozostawał na parę godzin. Miałam bardzo delikatną skórę, więc każde uderzenie zwiastowało siniaka. Miałam pewność, że i tym razem będzie ślad.
Wzięłam piżamę oraz nową bieliznę i zeszłam na dół, aby wziąć prysznic w łazience dla gości. Ściągnęłam z siebie ubrania. Miałam ochotę je wyrzucić, byleby tylko nie patrzeć na nie. Ustawiłam ciepłą wodę i weszłam pod strumień. Nie wytrzymałam. Zaczęłam płakać. Niemalże dławiłam się własnymi łzami.Usiadłam w zimnym brodziku, przyciągnęłam kolana pod brodę owijając je ramionami, oparłam głowę o jedną z szyb i dałam upust swoim emocjom- płacząc jeszcze bardziej. Cały czas czułam szorstką dłoń Ben'a na moim policzku.


***

Wstałam najwcześniej ze wszystkich domowników, co było rzadkością, ponieważ zawsze pierwszy budził się Ernest. Siedziałam pół godziny przed lusterkiem próbując zakryć małą, ciemnoniebieską plamę na policzku. Myślałam, że będzie większy, ale Bogu dzięki, że tak się nie stało. 
Nic nie pomagało. Ani podkład, korektor, puder... dosłownie nic. Nie pozostało mi nic innego, jak zakryć znak agresji mojego chłopaka włosami. Miałam związać włosy, bo na zewnątrz było upalnie, ale ze względu na moją oszpeconą twarz tego nie zrobiłam. Spojrzałam na telefon. Była godzina 6:45, więc moi rodzice zaczęli się budzić.
Około godziny 8 byliśmy już gotowi. Zapakowaliśmy ostatnie bagaże i wsiedliśmy do auta. Mama zadzwoniła do niejakiej Elisabeth, aby poinformować ją, że właśnie udawaliśmy się w stronę lotniska.
Mówiąc szczerze, z jednej strony cieszyłam się z powodu wyjazdu, ale z drugiej byłam załamana. Cieszyłam się ze względu na to, że nie zobaczę się z Ben'em przez cały tydzień, ponieważ nie wiedziałam, jaki będzie w stosunku do mnie, a załamałam się, bo wracałam do mojego własnego piekła.
Po godzinie jazdy, w końcu dotarliśmy na nasze lotnisko. Szczęśliwa wysiadłam z auta i podeszłam do bagażnika, aby pomóc tacie wyciągnąć nasze walizki.
- Clarie, poznaj Ele- zawołała moja mama. Westchnęłam i podeszłam w ich stronę. Uśmiechnęłam się do kobiety w blond, długich, perfekcyjnie ułożonych włosach i uścisnęłam jej dłoń.
- Dzień dobry- przywitałam się. Była piękną kobietą o błękitnych oczach. Gdzieś już widziałam podobny kolor.
- Cześć Clarie, ale ty wyrosłaś. Jaka jesteś piękna.- powiedziała skanując moją postać od góry do dołu. - Nie widziałam cię gdzieś z czternaście lat- nie pamiętałam w ogóle tej kobiety. Ale skoro twierdziła, że nie widziała mnie odkąd miałam dwa latka, a mama nic nie mówiła, to znaczyło, że naprawdę miałam z nią styczność w przeszłości... bardzo dalekiej przeszłości.
Chwilę później dołączył do nas mąż Elisabeth- Corbin. Poznałam się z nim również. Jako małżeństwo wyglądali razem bardzo ładnie. Corbin odszedł od nas, aby móc porozmawiać o czymś z tatą. Nie spodziewałam się, że tylne drzwiczki samochodu przyjaciół rodziców się otworzą, ale to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
- Przepraszam, dzwonił do mnie Ashton i musiałem odebrać- zaczął się tłumaczyć nie unosząc wzroku znad telefonu, dopiero kiedy Ela odchrząknęła raczył spojrzeć w naszą stronę.- to są chyba jakieś jaja- stwierdził patrząc prosto w moje oczy. Wiedziałam, że ten wyjazd będzie okropny, ale nie wiedziałam, że aż tak bardzo.

12. Jesli on kiedykolwiek cie skrzywdzi, nie przychodz do mnie

Wiesz jak to jest mieć swoje własne piekło? Wyobraź sobie, że żyłeś w tym właśnie własnym piekle przez trzy czwarte swojego życia. Każdego dnia było to samo- cierpienie. Wyzwiska, które działały negatywnie na twoją psychikę, ta bezradność, która cię ogarniała. Próbujesz jak tylko potrafisz puścić obelgi skierowane na twoją osobę, mimo uszu. Mówisz sobie 'dam radę, jestem ślina', ale mimo wszystko i tak dajesz tym swoim małym diabłom przewagę. Oni widzą, jak cię to rani, jak cię niszczą, ale pomimo wszystko i tak cię gnębią, napawają się twoim cierpieniem, twoją bezradnością. Żywią się twoim nieszczęściem. Zastanawiasz się po co masz żyć, skoro i tak wszyscy wokoło cię tylko ranią. Chcą patrzeć jak się poddajesz, jak sięgasz dna. Nikomu już na tobie nie zależy. Możesz oczywiście tłumaczyć sobie, że masz jeszcze rodziców, którzy cię kochają i nie chcesz im stwarzać dodatkowych problemów, ponieważ i tak mają już ich mnóstwo. Ale czy jesteś pewna, że coś dla nich znaczysz, skoro nie mają czasu nawet na krótką wymianę zdań z własnym dzieckiem?
I nagle przychodzi taki dzień, kiedy masz szansę uciec z tego piekła. Masz szansę uciec z niego na drugi koniec świata. Korzystasz z niej. Jesteś szczęśliwa, wszędzie praktycznie otaczają cię ludzie, którym na tobie zależy. Okazuje się, że nawet rodzice znajdują dla ciebie czas. Wtedy już wiesz, że zrobisz wszystko, aby nie wrócić do poprzedniego miejsca.
Niestety coś staje ci na przeszkodzie i zostajesz zmuszona, żeby tam wrócić. Jak się czujesz?
Bo ja mam wrażenie, że wszystko wróci. Wszystko. Każde przykre słowo, każde przykre wspomnienie. Czujesz ból, bezradność, może i nawet nicość.
Z takim właśnie nastawieniem szłam z Ernestem z placu zabaw, który uwielbia odkąd Luke go tam zabrał. Nie odzywamy się do siebie, a mały ciągle o niego wypytuje. Najwidoczniej polubił blondyna. Ernie poznał już Ben'a, ale jakoś nie jest co do niego przekonany. Dobra, nie lubi go. Tak samo, jak moi znajomi no i też rodzice. Krótko mówiąc- nie zdobył zaufania od nikogo z najbliższych mi osób, co było dla mnie naprawdę bolesne.
- Clarie, idziemy na frytki?- zapytał machając wesoło wiadereczkiem i innymi zabawkami potrzebnymi do piaskownicy.
- Jasne- uśmiechnęłam się do niego. Kocham go naprawdę całym sercem. Jest dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Rodzice też, ale to jednak z bratem miałam najmocniejszą więź. To z nim spędzałam najwięcej czasu. Nie mama, nie tata, ale ja. Weszliśmy do KFC, gdzie zamówiłam dwie porcję frytek. Usiedliśmy do wolnego stolika i wyciągnęłam z torebki butelkę soku dla Ernesta oraz butelkę wody dla mnie. Patrzyłam, jak mały szybko pochłania swój posiłek i nie mogłam się nadziwić, jak on może w tak krótkim tempie zjeść prawi całą porcję, gdzie ja przez ten czas zjadłam może ze cztery frytki.
- Luke!- krzyknął uradowany brunet i zeskoczył ze swojego krzesełka; mało nie doprowadzając mnie do zawału; pędząc w stronę Hemmings'a. Chłopak się rozejrzał, a kiedy jego wzrok padł na mojego braciszka uśmiechnął się i przybił z nim piątkę. Rozmawiali przez chwilę, a później Ernie chwycił Luke'a za jego chudą nogę i przyprowadził do naszego stolika.- Luke z nami będzie siedział- oznajmił mały i kazał chłopakowi usiąść obok siebie.
- Nie masz nic przeciwko?- spytał zanim usiadł.
- Nie- posłałam mu uśmiech, żeby nie wyjść na jakąś zołzę. Chłopak kiwnął głową i zajął swoje miejsce.
- Byłem dzisiaj na naszym placu zabaw, a ciebie tam nie było- poskarżył się braciszek wkładając do buzi kolejne frytki. Luke widząc jego poczynania zaśmiał się cicho.
- Nie wiedziałem, że tam będziesz- przyznał.- Clarie nic mi nie powiedziała.- powiedział z chytrym uśmieszkiem. Miałam ochotę go zabić. Dobrze wiedział, że będę miała przez niego problemy z Erniem, ponieważ mały będzie na mnie śmiertelnie obrażony.
- Clarie!- krzyknął na mnie brat.
A nie mówiłam?
Przewróciłam oczami.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że będziesz chciał się z nim widzieć.- wzruszyłam ramionami i zaczęłam bawić się papierową serwetką.
- Albo twój chłopak ci nie pozwolił-  Luke oznajmił oskarżycielskim tonem.
- Nie mieszaj do tego Ben'a- warknęłam zgniatając papier w ręce.Patrzyłam w jego oczy, a on w moje. Nie chciałam przerywać kontaktu wzrokowego, bo wyglądałoby na to, że pozwolę mu na mieszanie do każdej rzeczy mojego chłopaka.
- Kochanie, jesteś tak nim zaślepiona, że nie widzisz, jak on tobą rządzi- zadrwił odchylając się do tyłu, żeby wygodnie się oprzeć na krześle.
- Nie mów do mnie 'kochanie'- syknęłam. Dobrze wiedziałam, że uwielbia mnie denerwować. Uwielbia, kiedy robię się czerwona ze złości. Uwielbia, kiedy wyprowadza mnie z równowagi.- Ben mną nie rządzi. Mam swój rozum- wyznałam to co myślałam, ale nie byłam pewna czy to do końca prawda.
- Oczywiście- parsknął- jeżeli by się dowiedział, że siedzę tu z tobą, zabiłby mnie, a później ciebie.- przeraziło mnie to co powiedział. To nie było powiedzenie sobie ot tak, że 'zabije mnie', on był tak pewny tego co mówi, że się przestraszyłam. Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- On taki nie jest- powiedziałam spuszczając wzrok znów na serwetkę.
- Oh doprawdy? Skąd ta pewność? Wyobraź sobie, że on tu przychodzi, widzi naszą trójkę i jak reaguje?- uniósł brew kiedy nachylił się nad stołem.- myślisz, że będzie szczęśliwy? Mogę się założyć, że nie miał nawet okazji posiedzieć z Ernestem, jak ja to robię, nikt z twoich najbliższych go nie trawi. Czy możesz do cholery przestać być taką idiotką? Wszyscy dokoła chcą dla ciebie dobrze, ale ty i tak zawsze pakujesz się w największe gówna.- okej, zrobiło mi się cholernie przykro- a, jeszcze jedno, jeśli on kiedykolwiek cię skrzywdzi, nie przychodź do mnie, bo nie chcę wysłuchiwać tego przed czym cię ostrzegałem.- wstał od naszego stolika i tak szybko, jak się przy nim pojawił, tak szybko od niego zniknął.

Luke's POV:
 Nie mogłem uwierzyć, jak ona jest głupia. Za każdym razem kiedy ją widzę, tłumaczę jej, że on ją skrzywdzi. Nie chodzi mi, że złamie jej serce. On jest niebezpieczny. Może ją zniszczyć psychicznie, a nawet może się nad nią znęcać fizycznie.
 a, jeszcze jedno, jeśli on kiedykolwiek cię skrzywdzi, nie przychodź do mnie, bo nie chcę wysłuchiwać tego przed czym cię ostrzegałem.
Sam nie wiem dlaczego to powiedziałem. Mimo wszystko chciałem, żeby do mnie przyszła, chciałem, żeby wypłakała się w moje ramię. Chciałem mówić jej te wszystkie rzeczy, które powinna usłyszeć. Chciałem, żeby była przy mnie.
Czekaj, co?
Nie, nie chciałem tego. Nie zadurzyłem się w niej czy coś. W życiu. Clarie Scott to najbardziej irytująca osoba na świecie. Wnerwia mnie to, jak zawzięcie próbuje bronić tego kutasa. Ona go nie zna.

Clarie's POV:
Wracając z Ernestem do domu zastanawiałam się nad słowami Luke'a. Może faktycznie Ben mnie skrzywdzi? Być może Hemmings ma rację, że jestem nim zaślepiona? Nie umiem wytłumaczyć swojego zachowania. Nie czuję, żebym kochała Parker'a, ale przecież nie mogę tego czuć po miesiącu bycia razem, prawda? Kiedy dotarliśmy pod dom zauważyłam tam Niall'a. Nadal byłam na niego zła za wczoraj, dlatego przeszłam obok niego obojętnie, za to mój kochany braciszek radośnie się z nim przywitał.
- Clarie zaczekaj!- krzyknął za mną i załapał za nadgarstek. Obróciłam się niechętnie, aby stanąć z nim twarzą w twarz. - przepraszam cię za wczoraj. Byłem pijany i zachowałem się jak kutas, ale naprawdę tego nie chciałem.- mówił ze skruchą. Widać było po nim, że jest bardzo skrępowany.
- Kutas!- krzyknął uradowany Ernest.
- Brawo Niall- uśmiechnęłam się do niego sztucznie.- Ernie, to jest brzydkie słowo. Dzieci nie mogą używać takich słów. Rozumiesz? Nie możesz tak mówić, bo dostaniesz karę na bajki- przypominam mu. Chłopczyk pokiwał szybko głową i poprosił, żebym mu otworzyła drzwi od garażu, bo chce wyciągnąć z niego piłkę. Zrobiłam o co mnie prosił po czym wróciłam do Niall'a.
- Przepraszam- powtórzył i wręczył mi do rąk jakiegoś kwiatka, który miał jeszcze na łodydze trochę ziemi. Przyjrzałam się jemu dokładnie i wybuchnęłam śmiechem.
- Serio, kwiatek z mojego ogródka?- nie mogłam się pohamować. Brzuch mnie zaczął boleć od śmiechu.- ale bardzo dziękuję za ten gest, przyjacielu- powiedziałam, kiedy trochę się uspokoiłam. Dałam mu buziaka w policzek, a chłopak mnie przytulił.- nie rób tego więcej. Nie krzywdź mnie, bo bardzo cię kocham i jesteś jedną z osób, których nie chcę stracić.- wyszeptałam stojąc wtulona w jego ciało.
- Obiecuję Clarie, że nigdy cię nie skrzywdzę, zawsze będę blisko, gdy będziesz mnie potrzebowała.- wyznał całując moje włosy.
- Dobra, starczy tych czułości. Chodź, mam w domu pizze- odsunęłam się od niego i zawołałam Ernesta do domu. Rozmroziłam pizze, a później podgrzałam ją w piekarniku, przez ten czas Horan wraz z moim bratem się wygłupiali. Zaniosłam gotowe jedzenie do salonu i nałożyłam porcję bratu. W piętnaście minut zjedliśmy całą pizze. Po skończonym posiłku Ernie zajął się bajką, więc mogłam spokojnie opowiedzieć Niall'owi o mojej dziwnej rozmowie z Luke'iem. Przyjaciel stwierdził, że Hemmings ma trochę racji, ponieważ on też uważa, że podporządkowuje się Ben'owi. To wcale nie była prawda. Miałam swoje zdanie i starałam się jego trzymać. W życiu nie pozwoliłabym, aby facet mną rządził. Po dwóch godzinach siedzenia razem z przyjacielem przyjechali moi rodzice, więc Nialler spokojnie mógł wrócić do domu, bądź na imprezę. Spędziłam resztę czasu na pakowaniu się i spędzeniem czasu z rodzicami. Oglądaliśmy z Ernestem jakąś bajkę kiedy przypomniało mi się, że nie kupiłam tamponów, a właśnie w następnym tygodniu powinnam dostać okres. Oznajmiłam mamie po co idę, wzięłam pieniądze i wyszłam z domu. Było już ciemno. Dobra, tego nie przemyślałam. Z resztą nie miałam się czego bać. Byłam właśnie w połowie drogi, kiedy zobaczyłam przed sobą dobrze znaną mi postać. Był to Ben. Z uśmiechem na twarzy podeszłam do niego i dałam mu buziaka w policzek. Zaskoczył mnie brak reakcji z jego strony.
- Co jest?- spytałam kiedy się od niego odsunęłam. Zauważyłam, że jego oczy przybrały ciemniejszą barwę, a szczęka była mocniej zaciśnięta. Szczerze mówiąc byłam przerażona. Nigdy go takiego nie widziałam.
- Masz mnie za głupka?- spytał niskim głosem.
- Słucham?- zamrugałam kilkakrotnie, aby przetworzyć to co on do mnie powiedział.
- Nie udawaj głupiej. Myślałaś, że się nie dowiem, że Horan był dzisiaj u ciebie? Miałaś pilnować brata, a nie lizać się pod domem z jakimś chujem.- powiedział z pretensją. Po jego mowie, mogłam stwierdzić, że nie był trzeźwy. Co prawda nie wyczułam od niego alkoholu tylko jego ulubione perfumy.
- Po pierwsze, nie nazywaj go chujem. Po drugie, to mój przyjaciel. Po trzecie, nie lizałam się z nim, a po czwarte, pilnowałam Ernesta i wcale cię nie oszukałam.- wyjaśniłam patrząc mu prosto w jego ciemne oczy, których swoją drogą zaczęłam się bać. Popchnął mnie na ścianę jednego z bloków, przy którym akurat staliśmy. Przycisnął moje ramiona mocniej do ceglanej powierzchni. Dopiero wtedy poczułam od niego woń alkoholu.
- Żadna ździra nie będzie ze mnie robiła idioty rozumiesz?- warknął stając niebezpiecznie blisko mnie. Pierwszy raz się go bałam.
- Nie jestem ździrą- sprostowałam i próbowałam go od siebie odepchnąć, ale ten ani drgnął. Przywarł moje ramiona jeszcze mocniej do ściany, tak, że ból zaczął się nasilać.
- Nie pyskuj do mnie. Jesteś tylko zwykłą głuchą, głupią, nic nie wartą szmatą.- powiedział mi prosto w twarz. Poczułam ukłucie w sercu. Nie wyobrażałam sobie, jak osoba, która na co dzień jest dla ciebie kochana i czuła może powiedzieć ci coś takiego. W kącikach oczu zebrały mi się łzy, a policzki przybrały koloru purpury. Poczułam się poniżona. Nie myśląc długo zamachnęłam się i chciałam przyłożyć mu w twarz, ale w ostatnim momencie złapał moją rękę.- chciałaś mnie uderzyć?- parsknął śmiechem, po czym drugą ręką wymierzył mi cios w policzek. Głowa obróciła mi się w lewo, a ja stałam jak sparaliżowana. Ból przeszywający moją twarz był okropny. Nie mogłam uwierzyć, że mój własny chłopak mnie uderzył. Po chwili chwycił moją twarz w dłonie i skierował tak, abym spojrzała mu w oczy. Nie zrobiłam jednak tego. Wpatrywałam się w jego klatkę.- spójrz na mnie!- nakazał. Bałam się, że znów mnie uderzy, więc spojrzałam mu w oczy. Nawet się nie zorientowałam kiedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy.- nie płacz, kotku. Po prostu nie zbliżaj się więcej do żadnego faceta, a nie będę zmuszony cię karać- wyszeptał tak, żebym mogła go usłyszeć. Przez moje ciało przeszedł ogromny dreszcz. Bałam się go, jak cholera. Odsunął się ode mnie- szkoda by było, żeby taka śliczna buźka była poobijana, prawda?- przetarł kciukiem po moim policzku, skanując każdy centymetr mojej twarzy. Nie umiałam nic z siebie wykrztusić czy nawet się jakoś ruszyć. Nawet nie wiedziałam kiedy przywarł swoimi ustami do moich.- kurwa, oddaj pocałunek- znów nakazał kiedy tylko na moment się ode mnie odsunął- bo wiesz, jak to się skończy.- nie mogłam nic innego zrobić, jak go pocałować. Łzy płynęły z moich oczu strumieniami. Po chwili odsunął się ode mnie.- widzimy się jutro, kotku. I pamiętaj, żadnych facetów obok ciebie. Zrozumiano?- kiwnęłam głową- chcę to usłyszeć.
- Zrozumiano- potwierdziłam jego słowa. Nic więcej nie powiedział, tylko odsunął się ode mnie i ruszył w swoją stronę pozostawiając mnie zdruzgotaną, w nocy, na jakimś osiedlu. Z bezradności zsunęłam się po ścianie i schowałam twarz w dłoniach. Zaczęłam płakać mocniej niż wcześniej. Byłam pewna, że ludzie mieszkający w bloku słyszeli mój szloch, ale mieli to gdzieś. Dla mnie nawet lepiej, chciałam być sama.
W co ja się najlepszego wpakowałam?

11. Nie bedzie az tak zle, skarbie

 Clarie's POV:

Od pierwszego spotkania z Ben'em minął miesiąc. Nie muszę chyba wspominać, że były kolejne randki i jesteśmy teraz parą. Od tego czasu Luke przestał się do mnie odzywać. Nasza w miarę dobra relacja zmieniła się w wieczne kłótnie i wyzwiska. Nie rozumiałam dlaczego tak zareagował na wieść, że jestem z Parker'em. Fakt, ostrzegał mnie przed nim, ale nie rozumiałam po co, skoro jest nam razem dobrze.
- Jesteś pewna, że nie będą mieli nic przeciwko?- pytał już setny raz mój chłopak.
- Ben, jestem pewna. Zayn przyprowadza znowu nową laskę, więc czemu ja miałam nie zaprosić ciebie? Jesteśmy parą czy to się im podoba czy nie.- wzruszyłam ramionami. Brunet nic już nie powiedział tylko pocałował mnie w policzek. Oczywiście zrobiłam się czerwona, jak burak. Ben uwielbiał oglądać, jak się rumienie. Mówił mi to wiele razy, a ja zastanawiałam się co jest w tym takiego fajnego? Jestem otwartą księgą i to mnie denerwuje.
W końcu dotarliśmy na miejsce ogniska. Było zorganizowane z okazji powrotu Emmy. Abbie kiedy tylko nas zobaczyła ruszyła w naszą stronę. Ona chyba jako jedyna lubiła Ben'a. Moje towarzystwo nie raz dawało mu do zrozumienia, że i tak się do niego nie przekonają, więc nie ma po co nawet próbować. Miałam to gdzieś. Chciałam wyjść z moim chłopakiem. Często musiałam odmawiać jakiegoś wyjścia Ben'owi, żeby móc spotkać się z moimi przyjaciółmi. Widywaliśmy się rzadziej z czego powstawały tylko kłótnie.
- Cześć- przywitałam się z wszystkimi. Męska część naszej paczki spojrzała na nasze złączone dłonie. Mruknęli coś w stylu 'hej' i wrócili do swoich poprzednich czynności. Chciałam się do nich odezwać i w taki sposób zacząć kolejną kłótnie, ale widząc moją reakcję Parker tylko ścisnął moją dłoń.
- Nie warto, kotku- powiedział do mojego ucha. Kiwnęłam tylko głową. Później, kiedy wypiliśmy atmosfera się rozluźniła. Chyba nie mieli już żadnych pretensji do naszego związku. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Zac'a, który niemal połyka  Hayley. Przecież on się podobał Emmie. Ale było po jedenastej, a ja byłam lekko wstawiona, więc mogło mi się tylko wydawać.
- Clars muszę już iść. Odprowadzić cię do domu?- zwrócił się do mnie Ben, który owinął swoje ramię wokół mojej talii.
- Nie, posiedzę tu jeszcze z nimi- uśmiechnęłam się.
- Jak chcesz to mogę później po ciebie wrócić- zaproponował.
- Nie trzeba. Poradzę sobie- nie chciałam go wykorzystywać. I tak spędzaliśmy razem prawie 24h/7. Pewnie chciał się spotkać z kumplami.
- Jesteś pewna, bo jak chcesz to naprawdę dla mnie to żadne problem, kotku.
- Jestem pewna. Idź już sobie, bo zaraz w ogóle cię nie będę chciała puścić.- zaśmiałam się.
- Więc nie puszczaj- uśmiechnął się zawadiacko i wpił się w moje wargi. Oczywiście oddałam pocałunek, ponieważ byłam lekko pijana. Gdybym była trzeźwa nigdy bym nie okazywała swoich uczuć przy przyjaciołach. Taka już byłam. Nieśmiała. Ben mówił, że ta cecha charakteru jemu się najbardziej podobała. Nigdy nie wytłumaczył dlaczego.
- Przestalibyście choć na chwilę- jęknął Niall. Spojrzałam na niego zmrużonymi oczami, a mój towarzysz tylko się zaśmiał.
- Idę.- oznajmił i musnął moje wargi. Zrobiłam smutną minę, na co chłopak pokręcił głową.- nie rób tej miny, dobrze wiesz, że wtedy zostanę.- pożalił się.
- Jezu święty, dziewczyno, puść go!- krzyknął na mnie blondyn.- daj mu od siebie odpocząć.- pokazałam mu środkowy palec i wróciłam do Ben'a.
- Dobra, idź już- westchnęłam. Cmoknął mnie raz jeszcze i pożegnał się z moimi przyjaciółmi.
- Jesteście nieznośni- stwierdził Horan.- Ciągle się tylko liżecie, czemu z George'iem tak nie robiliście?- spytał, a ja miałam ochotę go zamordować. Jak kurde mógł wypalić coś takiego?
- Zamknij się Niall.- upomniał go Zac, który o dziwo odkleił się od Bennet. Dopiero teraz zauważyłam, że wszyscy się nam przyglądali. Spojrzałam na George'a, który trzymał nerwy na wodzy.
- Taka jest prawda- wzruszył ramionami, jakby ostrzeżenie Zac'a miał totalnie gdzieś.- Byliście razem półtora roku i ani razu nie widziałem, żebyście się całowali.
- Przegiąłeś- warknęłam i wstałam. Miałam już po dziurki w nosie tego ogniska. Może i wcześniej było fajnie, ale to co Niall zrobił przekroczyło wszystkie granice. Faktycznie, nigdy nie okazywałam Goerge'owi swoich uczuć przy reszcie, ale to nie znaczyło, że mi na nim nie zależało. Tak, kochałam go. Po prostu z czasem zaczęliśmy się o wszystko kłócić. Dosłownie. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że powinniśmy się rozstać, jeżeli chcemy ratować naszą przyjaźń. Oczywiście, czasami jest między nami niezręcznie, ale staramy się wszystko obrócić w żart. Ale nie zawsze tak jest.
Więc pomimo nawoływań moich przyjaciół poszłam do domu. Weszłam po cichu, bo pamiętałam, że Erni śpi. Zdjęłam trampki, zamknęłam drzwi na klucz i udałam się pod prysznic. Idąc do łazienki zauważyłam, że u rodziców w sypialni paliło się jeszcze światło. Pewnie czekali na mnie. Wzięłam długi prysznic i umyłam zęby. Zawinęłam mokre włosy w ręcznik i pozostawiłam go na głowie. Ubrana w piżamę opuściłam łazienkę i udałam się do swojego pokoju. Położyłam się na łóżko i westchnęłam. Po chwili rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia. Chwyciłam telefon leżący obok mnie i odebrałam.
- Hej. Chciałem sprawdzić czy wszystko okej- usłyszałam zmartwionego George'a.
- Tak, wszystko okej.- kiwnęłam głową czego nie był w stanie zobaczyć- słuchaj Geor, przepraszam cię za tego idiotę, dobrze wiesz, że jak jest... jak wypije to nie panuje nad tym co mówi.
- Clar, przecież dobrze wiem, jaki on jest. Nie przejmuj się. Jego zdanie mnie nie interesuje. Tylko my tak naprawdę wiemy, co między nami było i jak to wyglądało.- mówił opanowanym głosem. Na jego słowa kąciki moich ust uniosły się lekko ku górze.
- Cieszę się, że mam kogoś takiego w życiu, jak ty, George.- wyznałam.
- Też się cieszę, że cię poznałem.
- Dobranoc- dodałam po dosyć długiej ciszy.
- Dobranoc- odpowiedział. Uśmiechnęłam się i odłożyłam telefon na szafkę nocną. Wróciłam się do łazienki aby ściągnąć ręcznik z włosów i rozczesać je. Kiedy to zrobiłam znów poszłam do siebie, ale ku mojemu zdziwieniu na łóżku siedzieli rodzice.
- Clarie musimy porozmawiać.- oznajmił tato swoim stanowczym głosem. Podszedł do mnie, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Bałam się, że wyczuje ode mnie alkohol, a wtedy nie będzie przyjemnie.- piłaś.
Kurwa.
- Tato, to nie tak...- zaczęłam się tłumaczyć, choć nie wiedziałam, jak mam się z tego wybronić, na całe szczęście mi przerwał.
- A jak? Może mi powiesz, że twoi "koledzy" sami ci wlewali alkohol do buzi?- zrobił cudzysłów przy słowie koledzy, a jego ton był coraz bardziej surowszy.
- Nie.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą spoglądając na stopy.
- Widzisz Clarie, razem z mamą- obrócił się w stronę mojej rodzicielki- daliśmy ci kredyt zaufania. Daliśmy ci odrobinę wolności, o którą prosiłaś, ale dla ciebie to i tak jest mało. Zdecydowaliśmy, że nie będziemy tego dłużej tolerować.- byłam pewna, że na mnie nie krzyczał, tylko i wyłącznie dlatego, że obudziłby Ernesta.- dlatego jedziesz z nami.
- Co takiego?!- krzyknęłam oburzona.- przecież mi obiecaliście, że zostanę w domu!
- Nie krzycz, Clarie, twój brat śpi- upomniała mnie mama, która prawie w ogóle się nie odzywała. Byłam święcie przekonana, że to był pomysł mojego ojca, ona nigdy by mnie nie ukarała w najgorszy dla mnie sposób.
- A ty nam obiecałaś być odpowiedzialną. Musisz się nauczyć prawdziwego życia. Jeżeli nie jesteś w stosunku do nas fair to my w stosunku do ciebie też nie będziemy.- wzruszył ramionami i założył ręce na klatce piersiowej. Wiedziałam, że byłam na przegranej pozycji. Wystarczyło, żeby Logan założył te swoje zakichane ręce i spojrzał na mnie z góry. Wszystko stracone.- Wyjeżdżamy po jutrze dlatego jutro przez cały dzień zajmiesz się bratem. Dobranoc- powiedział wychodząc.
- Nie będzie aż tak źle, skarbie- pocieszała mnie mama, gładząc delikatnie moje ramię.- dobranoc- pocałowała mnie w czoło i wyszła.
- Dobranoc- mruknęłam i opadłam na łóżko. Miałam ochotę krzyczeć, zdemolować ten pokój, może i cały dom. Ale nie miałam ochoty jechać z moimi rodzicami i ich znajomymi do Londynu.