poniedziałek, 26 stycznia 2015

12. Jesli on kiedykolwiek cie skrzywdzi, nie przychodz do mnie

Wiesz jak to jest mieć swoje własne piekło? Wyobraź sobie, że żyłeś w tym właśnie własnym piekle przez trzy czwarte swojego życia. Każdego dnia było to samo- cierpienie. Wyzwiska, które działały negatywnie na twoją psychikę, ta bezradność, która cię ogarniała. Próbujesz jak tylko potrafisz puścić obelgi skierowane na twoją osobę, mimo uszu. Mówisz sobie 'dam radę, jestem ślina', ale mimo wszystko i tak dajesz tym swoim małym diabłom przewagę. Oni widzą, jak cię to rani, jak cię niszczą, ale pomimo wszystko i tak cię gnębią, napawają się twoim cierpieniem, twoją bezradnością. Żywią się twoim nieszczęściem. Zastanawiasz się po co masz żyć, skoro i tak wszyscy wokoło cię tylko ranią. Chcą patrzeć jak się poddajesz, jak sięgasz dna. Nikomu już na tobie nie zależy. Możesz oczywiście tłumaczyć sobie, że masz jeszcze rodziców, którzy cię kochają i nie chcesz im stwarzać dodatkowych problemów, ponieważ i tak mają już ich mnóstwo. Ale czy jesteś pewna, że coś dla nich znaczysz, skoro nie mają czasu nawet na krótką wymianę zdań z własnym dzieckiem?
I nagle przychodzi taki dzień, kiedy masz szansę uciec z tego piekła. Masz szansę uciec z niego na drugi koniec świata. Korzystasz z niej. Jesteś szczęśliwa, wszędzie praktycznie otaczają cię ludzie, którym na tobie zależy. Okazuje się, że nawet rodzice znajdują dla ciebie czas. Wtedy już wiesz, że zrobisz wszystko, aby nie wrócić do poprzedniego miejsca.
Niestety coś staje ci na przeszkodzie i zostajesz zmuszona, żeby tam wrócić. Jak się czujesz?
Bo ja mam wrażenie, że wszystko wróci. Wszystko. Każde przykre słowo, każde przykre wspomnienie. Czujesz ból, bezradność, może i nawet nicość.
Z takim właśnie nastawieniem szłam z Ernestem z placu zabaw, który uwielbia odkąd Luke go tam zabrał. Nie odzywamy się do siebie, a mały ciągle o niego wypytuje. Najwidoczniej polubił blondyna. Ernie poznał już Ben'a, ale jakoś nie jest co do niego przekonany. Dobra, nie lubi go. Tak samo, jak moi znajomi no i też rodzice. Krótko mówiąc- nie zdobył zaufania od nikogo z najbliższych mi osób, co było dla mnie naprawdę bolesne.
- Clarie, idziemy na frytki?- zapytał machając wesoło wiadereczkiem i innymi zabawkami potrzebnymi do piaskownicy.
- Jasne- uśmiechnęłam się do niego. Kocham go naprawdę całym sercem. Jest dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Rodzice też, ale to jednak z bratem miałam najmocniejszą więź. To z nim spędzałam najwięcej czasu. Nie mama, nie tata, ale ja. Weszliśmy do KFC, gdzie zamówiłam dwie porcję frytek. Usiedliśmy do wolnego stolika i wyciągnęłam z torebki butelkę soku dla Ernesta oraz butelkę wody dla mnie. Patrzyłam, jak mały szybko pochłania swój posiłek i nie mogłam się nadziwić, jak on może w tak krótkim tempie zjeść prawi całą porcję, gdzie ja przez ten czas zjadłam może ze cztery frytki.
- Luke!- krzyknął uradowany brunet i zeskoczył ze swojego krzesełka; mało nie doprowadzając mnie do zawału; pędząc w stronę Hemmings'a. Chłopak się rozejrzał, a kiedy jego wzrok padł na mojego braciszka uśmiechnął się i przybił z nim piątkę. Rozmawiali przez chwilę, a później Ernie chwycił Luke'a za jego chudą nogę i przyprowadził do naszego stolika.- Luke z nami będzie siedział- oznajmił mały i kazał chłopakowi usiąść obok siebie.
- Nie masz nic przeciwko?- spytał zanim usiadł.
- Nie- posłałam mu uśmiech, żeby nie wyjść na jakąś zołzę. Chłopak kiwnął głową i zajął swoje miejsce.
- Byłem dzisiaj na naszym placu zabaw, a ciebie tam nie było- poskarżył się braciszek wkładając do buzi kolejne frytki. Luke widząc jego poczynania zaśmiał się cicho.
- Nie wiedziałem, że tam będziesz- przyznał.- Clarie nic mi nie powiedziała.- powiedział z chytrym uśmieszkiem. Miałam ochotę go zabić. Dobrze wiedział, że będę miała przez niego problemy z Erniem, ponieważ mały będzie na mnie śmiertelnie obrażony.
- Clarie!- krzyknął na mnie brat.
A nie mówiłam?
Przewróciłam oczami.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że będziesz chciał się z nim widzieć.- wzruszyłam ramionami i zaczęłam bawić się papierową serwetką.
- Albo twój chłopak ci nie pozwolił-  Luke oznajmił oskarżycielskim tonem.
- Nie mieszaj do tego Ben'a- warknęłam zgniatając papier w ręce.Patrzyłam w jego oczy, a on w moje. Nie chciałam przerywać kontaktu wzrokowego, bo wyglądałoby na to, że pozwolę mu na mieszanie do każdej rzeczy mojego chłopaka.
- Kochanie, jesteś tak nim zaślepiona, że nie widzisz, jak on tobą rządzi- zadrwił odchylając się do tyłu, żeby wygodnie się oprzeć na krześle.
- Nie mów do mnie 'kochanie'- syknęłam. Dobrze wiedziałam, że uwielbia mnie denerwować. Uwielbia, kiedy robię się czerwona ze złości. Uwielbia, kiedy wyprowadza mnie z równowagi.- Ben mną nie rządzi. Mam swój rozum- wyznałam to co myślałam, ale nie byłam pewna czy to do końca prawda.
- Oczywiście- parsknął- jeżeli by się dowiedział, że siedzę tu z tobą, zabiłby mnie, a później ciebie.- przeraziło mnie to co powiedział. To nie było powiedzenie sobie ot tak, że 'zabije mnie', on był tak pewny tego co mówi, że się przestraszyłam. Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- On taki nie jest- powiedziałam spuszczając wzrok znów na serwetkę.
- Oh doprawdy? Skąd ta pewność? Wyobraź sobie, że on tu przychodzi, widzi naszą trójkę i jak reaguje?- uniósł brew kiedy nachylił się nad stołem.- myślisz, że będzie szczęśliwy? Mogę się założyć, że nie miał nawet okazji posiedzieć z Ernestem, jak ja to robię, nikt z twoich najbliższych go nie trawi. Czy możesz do cholery przestać być taką idiotką? Wszyscy dokoła chcą dla ciebie dobrze, ale ty i tak zawsze pakujesz się w największe gówna.- okej, zrobiło mi się cholernie przykro- a, jeszcze jedno, jeśli on kiedykolwiek cię skrzywdzi, nie przychodź do mnie, bo nie chcę wysłuchiwać tego przed czym cię ostrzegałem.- wstał od naszego stolika i tak szybko, jak się przy nim pojawił, tak szybko od niego zniknął.

Luke's POV:
 Nie mogłem uwierzyć, jak ona jest głupia. Za każdym razem kiedy ją widzę, tłumaczę jej, że on ją skrzywdzi. Nie chodzi mi, że złamie jej serce. On jest niebezpieczny. Może ją zniszczyć psychicznie, a nawet może się nad nią znęcać fizycznie.
 a, jeszcze jedno, jeśli on kiedykolwiek cię skrzywdzi, nie przychodź do mnie, bo nie chcę wysłuchiwać tego przed czym cię ostrzegałem.
Sam nie wiem dlaczego to powiedziałem. Mimo wszystko chciałem, żeby do mnie przyszła, chciałem, żeby wypłakała się w moje ramię. Chciałem mówić jej te wszystkie rzeczy, które powinna usłyszeć. Chciałem, żeby była przy mnie.
Czekaj, co?
Nie, nie chciałem tego. Nie zadurzyłem się w niej czy coś. W życiu. Clarie Scott to najbardziej irytująca osoba na świecie. Wnerwia mnie to, jak zawzięcie próbuje bronić tego kutasa. Ona go nie zna.

Clarie's POV:
Wracając z Ernestem do domu zastanawiałam się nad słowami Luke'a. Może faktycznie Ben mnie skrzywdzi? Być może Hemmings ma rację, że jestem nim zaślepiona? Nie umiem wytłumaczyć swojego zachowania. Nie czuję, żebym kochała Parker'a, ale przecież nie mogę tego czuć po miesiącu bycia razem, prawda? Kiedy dotarliśmy pod dom zauważyłam tam Niall'a. Nadal byłam na niego zła za wczoraj, dlatego przeszłam obok niego obojętnie, za to mój kochany braciszek radośnie się z nim przywitał.
- Clarie zaczekaj!- krzyknął za mną i załapał za nadgarstek. Obróciłam się niechętnie, aby stanąć z nim twarzą w twarz. - przepraszam cię za wczoraj. Byłem pijany i zachowałem się jak kutas, ale naprawdę tego nie chciałem.- mówił ze skruchą. Widać było po nim, że jest bardzo skrępowany.
- Kutas!- krzyknął uradowany Ernest.
- Brawo Niall- uśmiechnęłam się do niego sztucznie.- Ernie, to jest brzydkie słowo. Dzieci nie mogą używać takich słów. Rozumiesz? Nie możesz tak mówić, bo dostaniesz karę na bajki- przypominam mu. Chłopczyk pokiwał szybko głową i poprosił, żebym mu otworzyła drzwi od garażu, bo chce wyciągnąć z niego piłkę. Zrobiłam o co mnie prosił po czym wróciłam do Niall'a.
- Przepraszam- powtórzył i wręczył mi do rąk jakiegoś kwiatka, który miał jeszcze na łodydze trochę ziemi. Przyjrzałam się jemu dokładnie i wybuchnęłam śmiechem.
- Serio, kwiatek z mojego ogródka?- nie mogłam się pohamować. Brzuch mnie zaczął boleć od śmiechu.- ale bardzo dziękuję za ten gest, przyjacielu- powiedziałam, kiedy trochę się uspokoiłam. Dałam mu buziaka w policzek, a chłopak mnie przytulił.- nie rób tego więcej. Nie krzywdź mnie, bo bardzo cię kocham i jesteś jedną z osób, których nie chcę stracić.- wyszeptałam stojąc wtulona w jego ciało.
- Obiecuję Clarie, że nigdy cię nie skrzywdzę, zawsze będę blisko, gdy będziesz mnie potrzebowała.- wyznał całując moje włosy.
- Dobra, starczy tych czułości. Chodź, mam w domu pizze- odsunęłam się od niego i zawołałam Ernesta do domu. Rozmroziłam pizze, a później podgrzałam ją w piekarniku, przez ten czas Horan wraz z moim bratem się wygłupiali. Zaniosłam gotowe jedzenie do salonu i nałożyłam porcję bratu. W piętnaście minut zjedliśmy całą pizze. Po skończonym posiłku Ernie zajął się bajką, więc mogłam spokojnie opowiedzieć Niall'owi o mojej dziwnej rozmowie z Luke'iem. Przyjaciel stwierdził, że Hemmings ma trochę racji, ponieważ on też uważa, że podporządkowuje się Ben'owi. To wcale nie była prawda. Miałam swoje zdanie i starałam się jego trzymać. W życiu nie pozwoliłabym, aby facet mną rządził. Po dwóch godzinach siedzenia razem z przyjacielem przyjechali moi rodzice, więc Nialler spokojnie mógł wrócić do domu, bądź na imprezę. Spędziłam resztę czasu na pakowaniu się i spędzeniem czasu z rodzicami. Oglądaliśmy z Ernestem jakąś bajkę kiedy przypomniało mi się, że nie kupiłam tamponów, a właśnie w następnym tygodniu powinnam dostać okres. Oznajmiłam mamie po co idę, wzięłam pieniądze i wyszłam z domu. Było już ciemno. Dobra, tego nie przemyślałam. Z resztą nie miałam się czego bać. Byłam właśnie w połowie drogi, kiedy zobaczyłam przed sobą dobrze znaną mi postać. Był to Ben. Z uśmiechem na twarzy podeszłam do niego i dałam mu buziaka w policzek. Zaskoczył mnie brak reakcji z jego strony.
- Co jest?- spytałam kiedy się od niego odsunęłam. Zauważyłam, że jego oczy przybrały ciemniejszą barwę, a szczęka była mocniej zaciśnięta. Szczerze mówiąc byłam przerażona. Nigdy go takiego nie widziałam.
- Masz mnie za głupka?- spytał niskim głosem.
- Słucham?- zamrugałam kilkakrotnie, aby przetworzyć to co on do mnie powiedział.
- Nie udawaj głupiej. Myślałaś, że się nie dowiem, że Horan był dzisiaj u ciebie? Miałaś pilnować brata, a nie lizać się pod domem z jakimś chujem.- powiedział z pretensją. Po jego mowie, mogłam stwierdzić, że nie był trzeźwy. Co prawda nie wyczułam od niego alkoholu tylko jego ulubione perfumy.
- Po pierwsze, nie nazywaj go chujem. Po drugie, to mój przyjaciel. Po trzecie, nie lizałam się z nim, a po czwarte, pilnowałam Ernesta i wcale cię nie oszukałam.- wyjaśniłam patrząc mu prosto w jego ciemne oczy, których swoją drogą zaczęłam się bać. Popchnął mnie na ścianę jednego z bloków, przy którym akurat staliśmy. Przycisnął moje ramiona mocniej do ceglanej powierzchni. Dopiero wtedy poczułam od niego woń alkoholu.
- Żadna ździra nie będzie ze mnie robiła idioty rozumiesz?- warknął stając niebezpiecznie blisko mnie. Pierwszy raz się go bałam.
- Nie jestem ździrą- sprostowałam i próbowałam go od siebie odepchnąć, ale ten ani drgnął. Przywarł moje ramiona jeszcze mocniej do ściany, tak, że ból zaczął się nasilać.
- Nie pyskuj do mnie. Jesteś tylko zwykłą głuchą, głupią, nic nie wartą szmatą.- powiedział mi prosto w twarz. Poczułam ukłucie w sercu. Nie wyobrażałam sobie, jak osoba, która na co dzień jest dla ciebie kochana i czuła może powiedzieć ci coś takiego. W kącikach oczu zebrały mi się łzy, a policzki przybrały koloru purpury. Poczułam się poniżona. Nie myśląc długo zamachnęłam się i chciałam przyłożyć mu w twarz, ale w ostatnim momencie złapał moją rękę.- chciałaś mnie uderzyć?- parsknął śmiechem, po czym drugą ręką wymierzył mi cios w policzek. Głowa obróciła mi się w lewo, a ja stałam jak sparaliżowana. Ból przeszywający moją twarz był okropny. Nie mogłam uwierzyć, że mój własny chłopak mnie uderzył. Po chwili chwycił moją twarz w dłonie i skierował tak, abym spojrzała mu w oczy. Nie zrobiłam jednak tego. Wpatrywałam się w jego klatkę.- spójrz na mnie!- nakazał. Bałam się, że znów mnie uderzy, więc spojrzałam mu w oczy. Nawet się nie zorientowałam kiedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy.- nie płacz, kotku. Po prostu nie zbliżaj się więcej do żadnego faceta, a nie będę zmuszony cię karać- wyszeptał tak, żebym mogła go usłyszeć. Przez moje ciało przeszedł ogromny dreszcz. Bałam się go, jak cholera. Odsunął się ode mnie- szkoda by było, żeby taka śliczna buźka była poobijana, prawda?- przetarł kciukiem po moim policzku, skanując każdy centymetr mojej twarzy. Nie umiałam nic z siebie wykrztusić czy nawet się jakoś ruszyć. Nawet nie wiedziałam kiedy przywarł swoimi ustami do moich.- kurwa, oddaj pocałunek- znów nakazał kiedy tylko na moment się ode mnie odsunął- bo wiesz, jak to się skończy.- nie mogłam nic innego zrobić, jak go pocałować. Łzy płynęły z moich oczu strumieniami. Po chwili odsunął się ode mnie.- widzimy się jutro, kotku. I pamiętaj, żadnych facetów obok ciebie. Zrozumiano?- kiwnęłam głową- chcę to usłyszeć.
- Zrozumiano- potwierdziłam jego słowa. Nic więcej nie powiedział, tylko odsunął się ode mnie i ruszył w swoją stronę pozostawiając mnie zdruzgotaną, w nocy, na jakimś osiedlu. Z bezradności zsunęłam się po ścianie i schowałam twarz w dłoniach. Zaczęłam płakać mocniej niż wcześniej. Byłam pewna, że ludzie mieszkający w bloku słyszeli mój szloch, ale mieli to gdzieś. Dla mnie nawet lepiej, chciałam być sama.
W co ja się najlepszego wpakowałam?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz