- Idźcie się przebrać, bo zaraz wychodzimy- poinformował nas tata, który o dziwo był spokojniejszy niż zwykle. Czasami wydaję mi się, że przeprowadzka do LA unieszczęśliwiła go. Być może dlatego był dla mnie surowy, kiedy byliśmy w domu, chociaż on nigdy nie powiedział, że nasz obecny budynek zamieszkania jest jego domem. Ale kiedy zobaczyłam, jaki był w Londynie zrozumiałam, że jestem egoistką, ponieważ chciałam być szczęśliwa, bez względu na to czy moi bliscy będą cierpieć.
- Zabieraj stąd te gacie, Hemmings!- krzyknęłam do blondyna kiedy zobaczyłam na środku łazienki jego bokserki. Mieszkałam z nim od dwóch dni i już miałam go dość. Wszędzie było pełno jego rzeczy. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby były one jakoś ułożone i nie byłyby porozrzucane po całej łazience i sypialni. Nawet Ernest umiał utrzymać porządek w swojej szafce. Pozwalaliśmy mu samemu wybierać ubrania, ale czasem wybierał nieodpowiednie pod względem pogody, więc wtedy zazwyczaj ja go ubierałam.
Stałam oparta o umywalkę z założonymi rękoma na piersiach kiedy do środka leniwie wszedł Luke. Wziął swoją bieliznę i wrzucił do kosza na pranie.
- I o to było tyle krzyku?- uniósł brwi i przyglądał mi się. W pewnym momencie jego leniwy wyraz twarzy zmienił się. Zacisnął mocniej szczękę, a jego oczy lekko pociemniały. Szybkim krokiem pokonał odległość jaka nas dzieliła i chwycił moją twarz w dłonie. Byłam przerażona dlatego odsunęłam się od niego przełykając głośno ślinę.- skąd to masz?- jego wzrok mnie parzył. Nie potrafiłam mu patrzeć prosto w oczy.- pytam się skąd to masz, Clarie?!- podniósł głos, a ja się wzdrygnęłam. Spuściłam głowę w dół i zaczęłam przyglądać się jasnym kafelkom, którymi była wyłożona łazienka.
Podniósł rękę do góry, wiedziałam co chciał zrobić dlatego się skuliłam próbując uniknąć jego ciosu.
Luke's POV:
Myślałem, że miałem przywidzenia. Spojrzałem w stronę Brytyjki, aby znów ją trochę podenerwować, no wiesz, rzucić jakimś głupim tekstem, czy coś. Ale wtedy zobaczyłem niebiesko-fioletową plamę na jej policzku. Co prawda nie była gigantyczna, ale była. Przełknąłem ślinę i podszedłem do niej.
- Skąd to masz?- wycedziłem. Byłem na maska wkurwiony. Miałem przypuszczenia skąd jest ten siniak, ale nie chciałem w to wierzyć. Patrzyłem się w jej oczy, ale ona uciekała od mojego spojrzenia.- pytam się skąd to masz, Clarie?!- podniosłem głos. Starałem się trzymać nerwy na wodzy, ale mi to nie wychodziło.
Spuściła głowę. Westchnąłem bezradnie i podniosłem dłoń, aby przeczesać nią włosy. Zawsze tak robiłem kiedy się denerwowałem, ale to co zrobiła Scott mnie przeraziło. Ona się skuliła, chowając twarz w ramionach.
- Zabiję gnoja!- krzyknąłem zrzucając wszystkie kosmetyki z półki wiszącej pod lustrem. Nie wyobrażasz sobie, jak się czułem. Taka mała istotka, jaką jest Clarie Scott została uderzona przez swojego 'chłopaka'.
A co jeśli ją też pobił? Pierdolony, kutas.
W końcu na mnie spojrzała. Ale nigdy więcej nie chciałbym znów widzieć tego spojrzenia. Bała się mnie.
- Mówiłem ci, że on jest popierdolony, prawda?! Ale jasne, po co mnie słuchać! Lepiej się samemu przekonać, co nie?! Lepiej być naiwną! I jak się teraz z tym czujesz?! Jak się do kurwy czujesz w związku z damskim bokserem?!- krzyczałem na nią. Widziałem, że miała łzy w oczach. Widziałem, jak jej drży dolna warga. Widziałem, że było jej przykro. Widziałem, że była bliska dna. Rozumiesz to, widziałem. A i tak zadawałem jej jeszcze większy ból.- Ostrzegałem cię! Nie tylko ja, bo każdy z twojego otoczenia widział w nim pieprzonego psychopatę, tylko nie ty! Bo ty zawsze próbujesz znaleźć w kimś namiastkę dobra! Ale nie szukaj jej na siłę! Ponieważ nie każdy ma w sobie to pieprzone dobro! I to cię właśnie zgubiło.- nadal stała w tym samym miejscu, a łzy spływały po jej policzkach. Tak bardzo chciałem ją wziąć w ramiona, gładzić po głowie, pocałować ją w czoło i zapewnić, że już więcej nie pozwolę jej nikomu skrzywdzić. Pragnąłem tego, jak cholera. Jednak coś mnie powstrzymywało. Coś czego nie umiałem nazwać. To był mały głos w mojej głowie, który mówił, że powinna na drugi raz bardziej uważać.Ten głos mówił mi, że Clarie powinna swoje wycierpieć.
- Nie mogę uwierzyć, że myślałaś, że cię uderzę. Nie jestem jak on. Nie podnoszę ręki na niewinnych ludzi.- wyminąłem ją i udałem się do sypialni, aby wziąć jakieś suche ciuchy i pójść na dół się przebrać.
- Luke- w końcu się odezwała, ale nie chciałem jej słuchać. Nie pomagał mi w tym jej łamiący się głos, który sprawiał, że moje serce zaczęło bić mocniej, a wyrzuty sumienia zaczynały mnie zjadać od środka.- Luke, proszę...- szlochała podążając za mną. Udawałem, że mam ją gdzieś. Chwyciłem za potrzebne mi ubrania i szedłem w stronę drzwi. Poczułem jej kościste palce zaciskające się wokół mojego ramienia.- Luke...- błagała. Byłem nieugięty wyrwałem się z jej uścisku. Zanim opuściłem pokój powiedziała- potrzebuję cię- to wystarczyło, żeby mnie dobić.
- Powiedziałem ci kiedyś, że jeśli on cię kiedykolwiek skrzywdzi, masz do
mnie nie przychodzić bo cię ostrzegałem, więc nie rób tego. Nie
przychodź- rzuciłem i zamknąłem jej drzwi przed nosem. Nie miałem pojęcia co mi strzeliło do głowy. Usłyszałem, jak wybucha płaczem, ale byłem zbyt wielkim debilem, żeby do niej wrócić.