środa, 20 sierpnia 2014

3. Robisz z niego mieczaka

Wstałam jakoś przed siódmą. Wykąpałam się, umyłam włosy i ubrałam w czyste ciuchy. Zaraz zeszłam na dół. Zjadłam kanapkę z pomidorem i wypiłam herbatę. Co prawda jest dzisiaj około 30 stopni, ale zawsze rano ją piłam. Może to taki angielski zwyczaj? Umyłam zęby i wysuszyłam włosy, Nałożyłam maskarę na rzęsy, wzięłam torebkę i zeszłam na dół.
- Clarie- zawołał Ernest podbiegając do mnie.
- Cześć mały- przywitałam się z nim, biorąc go na ręce i zostawiając buziaka na jego lewym policzku.
- Przestań, jestem już duży- skarcił mnie, wycierając dłonią swój policzek.
- Masz rację- zaśmiałam się- dlatego nie biorę cię w sobotę do wesołego miasteczka- zrobiłam smutną minę i odstawiłam braciszka na ziemię.
- Wesołe miasteczko?- zrobił wielkie oczka- idziemy?- klasnął w malutkie dłonie.
- Niestety nie, jesteś już za duży- wzruszyłam ramionami.
- Znaczy jestem mały, taki mały- pokazał może centymetrowy odstęp między kciukiem, a palcem wskazującym. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem. Ernest widząc toteż zaczął się śmiać. Był taki kochany.
- Clarie! Ernest! Wychodzimy!-oznajmiła mama z korytarza. Wyciągnęłam do małego rękę, a on ją chwycił. Poszliśmy do auta. Posadziłam i zapięłam go w foteliku, po chwili sama zapięłam swój pas.- mam dzisiaj radę- poinformowała nas.
- Pracuję dziś dłużej- wyjaśnił tata.
Ta, ty zawsze pracujesz dłużej.
- Clarie odbierzesz dziś Ernesta ze żłobka- powiedział stanowczo.
- Dzisiaj nie mogę. Jestem już umówiona- wywróciłam oczami.
- Ja się ciebie nie spytałem, czy to zrobisz, powiedziałem, że masz to zrobić- skręcił w lewo.
- Babcia nie może się nim zająć?- tak naprawdę nie była to nasza babcia, tylko sąsiadka. Zwracaliśmy się do niej 'babcia' dlatego, że zawsze była przy nas i brakowało mi babci, która była w Anglii.
- To jest twój brat do jasnej  cholery!- krzyknął tak głośno, że aż jego syn się przestraszył.
- A jej wnuczek!- odpyskowałam.
- Jeżeli się nim dzisiaj nie zajmiesz, to wrócisz na wakacje do Londynu- rzucił ostro.
- Przesadzasz, Logan- odezwała się równie ostro mama. Łzy aż cisnęły mi się do oczu kiedy usłyszałam jego słowa. Dobrze wiedział, że mnie to zaboli. Wykorzystał to przeciwko mnie. Panie i panowie kochający kurwa ojciec.
- Nie ma prawa tak mi odpowiadać. Powinna być wdzięczna, że zostawiłem tamtą pracę i mieszkamy teraz tutaj.
- Proszę cię, już się zamknij- uciszyła go sfrustrowana. Zatrzymał samochód, a ja wysiadłam z niego, jak poparzona. Miałam gdzieś co on do mnie mówił. W tamtej chwili go nienawidziła. Idąc tak weszłam na kogoś. Spojrzałam w górę i zobaczyłam George'a.
- Woha, księżniczko, co masz taki zły humor?- zmarszczył brwi, wyczekując odpowiedzi.
Mój cholerny ojciec mnie wkurzył, bo muszę pilnować brata, a miałam już na dzisiaj plany. Logiczne nie?
- Mój tata...
- Dobra, nie kończ. Sam wiem, jaki jest- uśmiechnął się promienni, dzięki czemu mnie też poprawił się nastrój. Kiedy podeszliśmy do reszty naszej ekipy zauważyłam jeszcze jednego chłopaka. Przywitałam się ze wszystkimi.
- Co ty tutaj robisz?- spytałam chłopaka.
- Już nie jesteś taka miła, jak wczoraj?- spytał patrząc mi  w oczy i unosząc do góry prawą brew.
- Daj spokój, starszy ją wkurwił- wyjaśnił brat Abbie.
- Co się stało?- wczoraj poznany blondyn, przyglądał mi się badawczo zębami bawiąc się kolczykiem znajdującym się w dolnej wardze.
- Muszę po szkole iść po brata do żłobka i zajmować się nim cały dzień- odpowiedziałam Luke'owi.
- Jak to? Nie idziemy razem na zakupy?- spojrzała na mnie z żalem przyjaciółka.
- Przepraszam, Abbie. Idź z Hayley lub Emmą.- zaproponowałam. Było mi jej szkoda, ale jeżeli mój ojciec coś powie, to muszę to zrobić. Niestety. Szczerze mówiąc jesteśmy grupką itd, ale najbardziej ufam Abbie. To nie tak, że mam coś do Emmy czy Hayley. Po prostu z Hale lepiej się dogaduję.
- Jak chcesz, ja mogę się zając twoim bratem- rzucił Luke. Spojrzałam na niego, jak na chorego psychicznie człowieka.
Czy on właśnie zaproponował opiekę nad moim młodszym bratem? Ja chyba śnię.
- Czy ty wiesz, co to znaczy opiekować się dwuletnim chłopcem?- spytałam.
- A zwłaszcza Ernestem?- ciągnęła nadal zdziwiona Abbie. Ona dobrze wiedziała, jaki jest mój brat.
- Coś jest z nim nie tak?- spojrzał na nas, jak na wariatki. Wszystko co mówił, wydawało się takie obojętne. Każde jego słowo, było takie... dziwne. Był za spokojny, co mnie całkowicie zbiło z tropu.
- Niby nie, ale sam wiesz... to jednak dzieciak. Jest mały, ciągle chce się bawić, zadaje mnóstwo pytań, jest wiecznie głodny- zaczął wymieniać Zac, a ja przytakiwałam jego słowom. Miał w stu procentach racje.
- Poza tym cię nie znam. Mam ot tak oddać ci mojego braciszka? Możesz się okazać pedofilem, czy coś- powiedziałam to co miałam na myśli. Na moje słowa Luke wybuchnął śmiechem.
- Clarie, posłuchaj- zaczął śmiejąc się.
- Dobra Scott, ja się zajmę małym- oznajmił Niall, przerzucając rękę przez moje ramię.
- Jesteś pewny?
- Jak nigdy- uśmiechnął się i dał mi buziaka w policzek. Omówiłam z nim szczegóły między innymi, o której go odbierzemy, gdzie lubi się bawić oraz jakie jest jego ulubione jedzenie.
       

                                                            ***

- Co powiesz o tej?- Abbie przyłożyła błękitny materiał do swojego ciała.
- Jest niezła, ale mogłaby być nieco dłuższa- skomentowałam przyglądając się dziewczynie- muszę do niego zadzwonić- powiedziałam i zaczęłam szukać telefonu, lecz gdy go znalazłam szybko został mi wyrwany z rąk.
- Clarie! Zaufaj mu!- skarciła mnie.
- Jemu ufam, ale nie Ernestowi- zabrałam telefon i zadzwoniłam do blondyna.- Niall?- odebrał za czwartym sygnałem.
- Wszystko jest w porządku- usłyszałam inny głos niż się tego spodziewałam.
- Co ty z nim robisz?- zaczęłam panikować. Po głowie przebiegało mi sto myśli na minutę. W sumie sama nie wiem czemu mu nie ufałam.
- Wywożę go z miasta. Sprzedam twojego brata, jakiemuś arabowi, czy coś.
Oh, już wiem czemu.
Wstrzymałam na chwilę oddech.
- Wyluzuj- zaśmiał się- chcesz z nim pogadać?- zapytał, nie przestając się śmiać.
- Tsa.
- Halo?- usłyszałam słodki, dziecięcy głosik należący w stu procentach do mojego braciszka.
- Ernest, wszystko w porządku?
- Tak, jesteśmy na dużym placu zabaw- żeby pokazać, jak bardzo duże jest to miejsce, wydłużył literę "u".
- To się cieszę. Przyjadę po ciebie za godzinkę. Wytrzymasz tyle?
- Tak Clarie. Kocham cię- oznajmił.
- Kocham cię.
- Zrobisz z niego mięczaka- westchnął Luke.
- To chyba nie twoja sprawa, prawda?- spytałam szorstko.
- Dobrze, że ze mną się spotkał. Przynajmniej na chwilę odpocznie od tych twoich babskich rzeczy.
- Od kiedy "kocham cię" jest babskie?- jeny, jaki on był irytujący.
- Od zawsze- wyobrażałam sobie, jak właśnie wywrócił oczami. Stop! Nic sobie nie wyobrażałam.
- Przyjadę po niego za godzinę. Podaj mi adres.
- Nie fatyguj się. Przywiozę go do galerii- przywiozę? Mogę się założyć, że ma jakieś super drogie auto, które kupili mu rodzice i teraz nim szpanuje.
- Świetnie- rzuciłam i się rozłączyłam. Wróciłam do Abbie, która była już w przymierzalni. Wyszła z niej ubrana w tą niebieską sukienkę i muszę przyznać, że wyglądała nieziemsko. Materiał jednak nie był taki krótki, jak mi się zdawało. Idealnie podkreślił figurę brunetki. Kupiłam sobie jakiś t-shirt i parę czarnych rurek. Kiedy zapłaciłyśmy za nasze zakupy zostało nam jeszcze dwadzieścia minut, więc udałyśmy się do kawiarni. Abbie zamówiła dla siebie flat white, a dla mnie herbatę. Wypiłyśmy nasze napoje i udałyśmy się na fontannę, która znajdowała się na środku centrum handlowego. Zauważyłam bawiącego się w niej Ernesta. Zrobiłam wielkie oczy i ruszyłam do niego. Wzięłam braciszka na ręce.- hej, mały- przywitałam się- co ty tu robisz?
- Przyjechałem po ciebie- oznajmił wycierając mokre dłonie w swoje nogi.
- Więc co robiłeś w fontannie?
- Bawiłem się.- uśmiechnęłam się do niego. Zaczęłam się rozglądać dookoła w celu znalezienia chłopaka, który zajmował się moim bratem.
- Jesteś głodny?- zwróciłam się do Ernesta.
- Nie. Luke kupił mi frytki- pochwalił się.
- Hej- usłyszałam męski głos za plecami. Od razu wiedziałam do kogo należy. Obróciłam się i ujrzałam zadowolonego Luke'a. Postawiłam brata na nogi, a ten pobiegł do Abbie, którą bardzo lubi i nazywa swoją dziewczyną. Zaczęli się wygłupiać i ganiać wokół fontanny.
- Trzymaj- wręczyłam mu pięć dolarów, które wyciągnęłam przed chwilą z portfela.
- Za?- patrzył na mnie, jak na wariatkę.
- Za jedzenie dla Ernesta.- wyjaśniłam, a chłopak schował banknot do mojej kieszeni.
- Nie chcę od ciebie pieniędzy. Poza tym mały był głodny, więc musiałem go nakarmić. Z resztą trzy dolary za jakieś frytki to nie jest majątek.
- Czemu Niall się nim nie opiekował?- nie chciałam dłużej ciągnąć tematu pieniędzy, bo wiedziałam, że z nim bym nie wygrała.
- Coś mu wypadło- wzruszył ramionami i schował ręce do kieszeni.
- Coś mu wypadło?- powtórzyłam jego słowa- to chyba najgorsza wymówka jaką znam- zakpiłam.
- Clarie to nie jest żadna wymówka. Tylko prawda- wyjaśnił spokojnie.
- Myślisz, że jestem idiotką?- skrzyżowałam ręce na wysokości piersi.
- Idiotka!-powtórzył wesoło Ernest, który przybiegł do nas.
No pięknie, nawet mój brat uważa mnie za idiotkę.
- Oh, mały, nie wolno tak mówić- przykucnęłam, aby być z nim na równi- to brzydkie słowo, a dzieci nie mogą mówić takich rzeczy- wyjaśniłam.- rozumiesz?
- Tak- powiedział smutno.
- Więc dobrze. Chodź, jedziemy do domu- wystawiłam rękę w jego kierunku.
- Ja chcę jechać z Luke'iem- skrzyżował ręce na piersi i odwrócił głowę w drugą stronę.
- Ale George z nami jedzie i Abbie- próbowałam jakoś przekonać brata, lecz na marne.
- Jedziemy z Luke'iem- poszedł w stronę chłopaka, na co blondyn się zaśmiał. Widząc moją bezradność przyjaciółka zgodziła się, abym nie jechała z nią do domu.
- Co się tak szczerzysz?- zwróciłam się do Hemmings'a.
- Co się tak szczerzysz?- powtórzył próbując udać mój głos, ale słabo mu to wyszło.
- Zamknij się- rzuciłam, gdy udaliśmy się na parking.
- Wygrałem- oznajmił podchodząc do (chyba) swojego auta. Tak jak myślałam, jego auto było duże i czarne. Wydaje mi się, że jest tego samego rocznika co mojego ojca, ale nie jestem pewna- jednym słowem było to drogie auto.
- Niby co?
- Wiedziałem, że ulegniesz młodemu- otworzył tylne drzwiczki i wsadził Ernesta do fotelika, następnie zapiął go pasami. Szybko podbiegł do mnie i otworzył drzwiczki od strony pasażera.
- Sama mogłam je otworzyć- burknęłam. Nic nie odpowiedział. Jedynie na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wsiadł na swoje miejsce, włożył kluczyk do stacyjki i go przekręcił.- przycisz!- krzyknęłam i wyrzuciłam swój aparat słuchowy na deskę rozdzielczą, kiedy tylko usłyszałam głośno grającą muzykę. Chłopak oniemiał. Patrzał raz na mnie, raz na urządzenie, którym przed chwilą rzuciłam. Jak tylko się uspokoiłam włożyłam aparat z powrotem do ucha.
- Czy ty...
- Tak, jestem głucha- dokończyłam za niego.
- Przepraszam- westchnął po chwili.
- Daj spokój- powiedziałam oschle spoglądając przez szybę. Blondyn w końcu ruszył pojazdem. Nie chciałam, żeby wiedział o tym, że nie słyszę. Nie był dla mnie na tyle ważny, żeby musiał wiedzieć. Moi przyjaciele się dowiedzieli dwa miesiące po tym, jak zaczęłam się z nimi kumplować. Byli zaskoczeni, ale nie odwrócili się ode mnie, więc byłam im bardzo wdzięczna. Wtedy już wiedziałam, że oni są dla mnie ważni. Jesteśmy prawie, jak rodzina.
- Więc, ty i Niall jesteście parą?- zabrzmiało to bardziej, jak stwierdzenie niżeli pytanie.
- Nie- pokręciłam głową śmiejąc się.
- Oh, myślałem, że tak. No bo wiesz, przytula cię, całuje i zajmuje się twoim bratem- podsumował. Teraz zrozumiałam czemu tak uważał. Pewnie wszyscy tak myśleli.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nic więcej.- Luke skinął głową. Spojrzałam do tyłu, aby ujrzeć śpiącego Ernesta.- skąd miałeś fotelik?- spytałam spoglądając na niego.
- Był w jakimś samochodzie. Babka nie zamknęła auta, więc pożyczyłem go sobie.- wzruszył ramionami. Zaśmiałam się przez jego wypowiedź, po chwili chłopak do mnie dołączył.
- A tak na poważnie?
- Kupiłem- oznajmił skręcając w prawo.
- Nie musiałeś. Przyjechałabym po niego
- Czym?- spojrzał na mnie pytająco, po czym jego wzrok znów wrócił na jezdnie.
- Metrem.
- Miałbym pozwolić ci tłuc się metrem z małym dzieckiem? Z tymi wszystkimi pedofilami i napalonymi zboczeńcami?- zakpił ze mnie. Słysząc jego głupie gadanie wywróciłam oczami.- przestań, bo ci tak zostanie. Mówię tylko prawdę, nigdy nie wiadomo, jaki świr siedzi obok ciebie.
- Przestań mi już matkować! Może ty też jesteś świrem?- skrzyżowałam ręce na piersi i zagryzałam dolną wargę.
- Przestań przy...
- To ty w końcu przestań!- krzyknęłam przerywając mu. Był taki irytujący. Czułam, jak moja twarz zmienia się w czerwonego pomidora, który ma lada moment wybuchnąć.
- Dobra, przepraszam- powiedział z wyrzutem. Usłyszałam marudzenie Ernesta, który zaczął się przebudzać.
- Możesz się na chwilę zatrzymać? Zaraz zacznie płakać- uprzedziłam. Skinął głową i zjechał na jakiś parking. Gdy zaciągnął ręczny wyszłam z auta i powędrowałam do brata. Wyjęłam chłopczyka z fotelika.- wszystko okej?- spytałam stawiając go na ziemi. Przykucnęłam, a wtedy mały brunet przetarł dłońmi oczka.
- Chcę do mamy- oznajmił głosem, który zwiastował rozpoczęcie płaczu. Luke wysiadł z samochodu i podszedł do naszej dwójki.
- Siema Ernest- przywitał się przybijając z nim piątkę.- co tam?
- Chcę do mamy- powtórzył.
- Zaraz cię zawieziemy, spokojnie. Chcesz coś do picia? Albo jesteś głodny?- spytałam poprawiając jego włosy.
- Pić- na jego słowa wyjęłam z torebki butelkę z piciem, które kupiłam w sklepiku szkolnym. Wręczyłam ją braciszkowi. Chwycił za butelkę i otworzył ją. Jego twarz się wykrzywiła, kiedy tylko napił się napoju.- blee- przetarł rączką usta- jakie niedobre.
- Co ty mu dałaś?- zapytał blondyn, nabijając się z reakcji Ernesta.
- Tylko wodę. Możemy już jechać?- zwróciłam się do młodszego brata.
- Tak.- odpowiedział próbując wspiąć się na fotelik. Skończyłam pomagając mu wsiąść i zapinając mu pasy. Luke zamknął drzwi, a ja w tym czasie mogłam wsiąść na swoje miejsce.
Gdy dotarliśmy pod mój dom nie zauważyłam żadnego samochodu. Ani mamy, ani taty.
Super, czyli będę musiała siedzieć sama w domu. Po prostu rewelacja.
Od miesiąca bałam się zostawać sama w naszym domu. Kiedy się kąpałam usłyszałam krzyki. Więc wyszłam z wanny i owinęłam się ręcznikiem. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam trzech typków. Jeden z nich miał plamę krwi na koszulce. Drugi z nich trzymał w ręku zakrwawiony nóż, a trzeci wrzeszczał coś do rannego chłopaka. Na koniec kopnął go i tam zostawił. Kiedy tylko ci mężczyźni zostawili chłopaka przybiegła do niego kobieta. Z tego co widziałam próbowała zatamować jego ranę. Jak prawdopodobnie to zrobiła, zadzwoniła po karetkę, która przyjechała pięć minut później. Ale chłopaka już nie uratowali. Nikomu o tym nie mówiłam. Bałam się i nadal się boję. Myślałam, że ta ulica jest spokojna, ale nie myliłam.
Wysiadłam z auta, jak tylko blondyn zaparkował. Podeszłam do Ernesta, ale Luke był pierwszy i wyjął go ze środka.
- Chcesz wejść?- moje usta otworzyły się szybciej, niż mój mózg zdążył cokolwiek pomyśleć.
Głupia idiotka. Przecież to logiczne, że zaraz coś sobie pomyśli, kretynka.
- Chcesz mi się odwdzięczyć za podwózkę, czy za opiekę nad bratem? A może za oba?- uniósł znacząco brwi, przygryzając kolczyk w wardze. Pokręciłam głową, śmiejąc się.
- Przestań przygryzać wargę- zacytowałam jego słowa.
- Przestań mi matkować- odpowiedział.
- Idziesz czy nie?- zwróciłam się do niego odchodząc. Złapał mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę.
- Dzisiaj nie, ale możesz być pewna, że niedługo wpadnę- oblizał swoje usta, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Zboczeniec- rzuciłam. Podszedł bliżej.
- Ale, jak już tu będę to nie przestaniesz krzyczeć mojego imienia- powiedział seksownym głosem. Na mojej twarzy pojawił się wielki rumieniec, a po całym ciele przeszedł ogromny dreszcz. Widząc moją reakcję zaśmiał się.
- Frajer- uderzyłam go w ramię. Blondyn słysząc wyzwisko, przyłożył prawą rękę do lewej strony swojej klatki piersiowej, gdzie znajdowało się serce.
- To mnie uraziło- powiedział udając ból w miejscu, na którym trzymał rękę.
- Miało cię urazić.
- Clarie, chcę do domu- oznajmił Ernest ciągnąc za moje szorty. Zupełnie zapomniałam, że był tutaj, tak bardzo byłam zajęta bezsensowną wymianą zdań z Luke'iem.
- Już mały- zaczęłam szukać w torebce kluczy. Jak tylko je znalazłam otworzyłam drzwi, a Ernest z radością wbiegł do środka.- dzięki za opiekę nad małym i za podwózkę.- zwróciłam się do Hemmings'a.
- Dzięki za fajne popołudnie- puścił mi oczko i odszedł. Uśmiechnęłam się do siebie i zamknęłam drzwi. Poszłam do Ernesta, żeby włączyć mu bajki i chciałam zadzwonić do Abbie, ale braciszek nalegał, żebym obejrzała z nim kreskówkę,więc skończyliśmy oglądając SpongeBob'a.
______________________________________________
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale
według mnie nie było sensu, żeby pisać to
i żeby nikt tego nie czytał.
Więc proszę, każdy kto przeczyta ten rozdział, aby
zostawił komentarz. Wystarczy zwykła kropka
czy przecinek. PROSZĘ.
A teraz małe ogłoszenie dla czytelniczek, mojego
poprzedniego bloga http://amazinglifepolishgirl-just.blogspot.com/
już niedługo pojawi się nowy rozdział :)
Więc serdecznie zapraszam i proszę o komentarze
zarówno na tym blogu, jak i na tamtym.
Buziaki xx
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

2 komentarze:

  1. Czytam ale nie mam jak komentować bo na telefonie nie mogę <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zostałaś nominowana do Liebster Award.
    Więcej informacji u mnie na blogu! ♥♥
    http://half-a-heart-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń