sobota, 19 lipca 2014

Prolog

Nazywam się Clarie Scott. Mam szesnaście lat, mieszkam obecnie w Los Angeles. Chodzę do drugiej klasy liceum. Psychicznie przygotowuje się do dziennikarstwa. Skłamałabym pisząc, że jestem normalną nastolatką. Mam nabytą wadę słuchu. Muszę nosić ten przeklęty aparat słuchowy. Przez pierwsze dwa lata był on dla mnie bardzo uciążliwy. Gdy odwiedziłam laryngologa i oznajmił mi, że przez złe leczenie grypy straciłam słuch i muszę nosić słuchawkę, byłam w szoku. Jeżeli teraz chcecie osądzić moją mamę, że jest nieodpowiedzialna i inne bzdety to oszczędźcie sobie. To nie jej wina. Lekarz, który mnie badał podawał mi leki, które wcale nie pomagały. To wszystko przez niego. Chore nie? Wyobrażacie sobie dziesięciolatkę z tym gównem? Śmieszne prawda? Tak przynajmniej uważali moi rówieśnicy z Londynu, w którym się wychowywałam przez dwanaście lat. To był główny powód naszej wyprowadzki. Londyn jest miastem bardzo tolerancyjnym, ale dzielnica, przy której mieszkałam chyba nie znała takiego słowa, jak tolerancja. Każdy był dla siebie wredny i opryskliwy. Zdecydowanie psuli całą opinię mieszkańców Wielkiej Brytanii.
W Ameryce czuję się dużo lepiej. Mam tu paczkę wspaniałych przyjaciół, którzy mają gdzieś fakt, że jestem głucha. Czasem, gdy czegoś nie usłyszę wybuchają śmiechem, a ja razem z nimi. Są cudowni.
Moi rodzice bardzo się kochają, albo przynajmniej udają, kto ich tam wie? Są wobec mnie bardzo opiekuńczy. Często, aż za bardzo. Ale mimo wszystko kocham ich. Jestem im wdzięczna za wszystko co dla mnie robią.
Od dwóch lat mam obok siebie uroczego braciszka- Ernesta, który jest prawie identyczny, jak nasz tata. Moje życie wydaję się może i całkiem okej, ale do końca takie nie jest.
___________________________________________________________
I jak wam się podoba? Proszę o komentarze. 

1 komentarz: